[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARTA FOX
PO NITKACH BABIEGO LATA
OD AUTORKI
Zawsze piszę o
miłości albo o tęsknocie za nią. Wierzę, że to największa wartość
naszego życia, a może nawet jedyna. Nie napiszę w tym miejscu, czym dla mnie jest miłość,
bo gdybym to potrafiła zrobić, to wiem, że nie napisałabym już ani jednego wiersza i ani
jednej powieści dla Was.
W ukończonym właśnie cyklu powieści opowiadam o pierwszej miłości, czyli o
najważniejszym doświadczeniu, które oby dla każdego z Was stało się źródłem wiary w to, że
miłość istnieje i że nie umiera. Możliwe, że odchodzi, ale po to tylko, by odrodzić się doro-
ślej, mniej zachłannie, bardziej tolerancyjnie i cierpliwie w innym związku. Oby więc to
doświadczenie otworzyło Was do ludzi i do świata, w którym przyjdzie się zmagać z
niejednym problemem.
Na cykl składać się będzie sześć minipowieści, których akcja rozgrywa się teraz, na
przełomie 1998 i 1999 roku, w jednym z katowickich liceów. Każda powieść jest odrębną
historią, ale losy niektórych bohaterów pierwszoplanowych zazębiać się będą poprzez bohate-
rów drugoplanowych: bohaterowie pierwszoplanowi jednej powieści staną się
drugoplanowymi w następnej.
Moi bohaterowie są wrażliwi, są inni, tęsknią za prawdziwymi i niekłamanymi
uczuciami jako podstawową wartością życia. Zbliżyć uda się tym, którzy otworzą się na tyle,
by ze sobą rozmawiać, by tłumaczyć siebie, wnikać w drugiego człowieka i słuchać go uważ-
nie. Rozstanie nie musi być przegraną, ponieważ może przynieść wiedzę o sobie oraz
przekonanie, że miłość to nie tylko szalone uczucie, odbierające nam spokój, apetyt i czyniące
huśtawkę z naszych obudzonych zmysłów, ale również odwaga, postanowienie, by z sobą nie
walczyć, tylko budować, to odpowiedzialność, to...
Każda miłość jest odrębną historią, jedyną i niepowtarzalną, ponieważ to nam się
wydarzyła. Wiem, że bohaterowie moich książeczek są jakby nie z tego świata. A jednak z
tego, wystarczy się rozejrzeć uważnie. Nie opisywałam historii tragicznych ani brutalnych,
choć i takie istnieją. Nawet jeśli w kimś jest trochę zła, to po to przecież, aby tym bardziej
widoczne było dobro. Chcę bowiem tymi opowieściami dodać Czytelnikom siły. chcę. by
uwierzyli w siebie i w swoją wielką moc. Nie będą to tylko „platoniczne” opowiastki,
ponieważ z moich obserwacji wynika, że nie każda pierwsza miłość ogranicza się do
wzdychania, spacerów i patrzenia w gwiazdy. Nie chcę bynajmniej czynić hierarchii ważności
doświadczeń i tym samym moralizować. co jest właściwsze i lepsze. Sami zobaczcie.
Przeczytajcie więc sześć książeczek, które ukazują się pod tytułami:
Romeo zjawi się potem.
Westchnienia jak morskie huragany. Zanim nadejdzie rozstanie. Do rana daleko. Więc nie
wiń mnie za to. Po nitkach babiego lata.
Wszystkie tytuły są parafrazą wypowiedzi bohaterów
dramatu Szekspira pod tytułem
Romeo i Julia.
Moim marzeniem jest takie pisanie, które, choć przeznaczone dla młodego Czytelnika,
zainteresuje również tego doroślejszego, a więc Waszych Rodziców i Dziadków. Jeżeli uda
się Wam zainteresować tymi historiami waszych Dorosłych, bądźcie pewni, że dowiedzą się
czegoś wartościowego o Was i być może spojrzą na Was cieplej i serdeczniej.
Nie ukrywam, że wszystkie swoje książki piszę również dla moich córek. Magdaleny
Anny i Agaty Joanny, które ciągle, choć są już całkiem duże, nazywam dziewczynkami. Chcę
im podziękować za to. że pojawiły się w moim życiu, że je ze mną dzielą na dobre i złe. i że
chcą ze mną rozmawiać o prawie wszystkim. Dziękuję także Igorowi za zdjęcia, projekt
okładek, cenne uwagi i cierpliwość.
Marta Fox
Od: Dorota Rudnicka
Do:
Temat: Witaj, witaj
Data: 28 września 1999 17:15
Cześć, cześć,
może to głupi pomysł, przyznaję, ale zdecydowałam się, więc spróbuję. Wszystkie
moje pomysły są ponoć głupie i nie najlepiej na nich wychodzę, tak twierdzą inni, ci, którzy z
boku przyglądają się temu, co robię. Ja nie narzekam, bo traktuję swoje przygody filozo-
ficznie, jak bohater filmu, którego tytułu oczywiście nie pamiętam. Jak mogę pamiętać tytuły,
jeśli żadnego filmu nie oglądam od początku do końca? Włączam telewizor, coś tam leci.
trochę patrzę, nawet mnie to wciąga, ale już po chwili nudzi, bo za długo akcja się dzieje w
tym samym pomieszczeniu, więc przerzucam na inny kanał. Tam znowu jest coś, co przez
chwilę przykuwa moją uwagę, ale tylko przez chwilę, więc przerzucam na poprzedni kanał i
na poprzedni film - i w ten oto sposób potrafię oglądać trzy filmy jednocześnie, nie znając
tytułu żadnego.
A więc w tym filmie, o którym wspomniałam na początku, bohater rozbija samochód,
jego dom wylatuje w powietrze, dziewczyna od niego odchodzi, a kumpel mu mówi: - Stary,
potraktuj rzecz filozoficznie. Więc on traktuje. W
Ziemi obiecanej
końcowa scena też jest
fajna. Trzej przyjaciele tracą absolutnie wszystko, w co wpakowali duże pieniądze. Stoją
potem na pobojowisku i jeden z nich mówi tak: - Ja nie mam nic, Ty nie masz nic, razem
mamy akurat tyle, by zaczynać od początku. A Grek Zorba? On po wielkim bum zaczyna
tańczyć w rytm tej cudnej greckiej muzyki. A więc wszyscy oni traktują swoje życie i
przygody w nim filozoficznie. Tak naprawdę, spójrzmy z boku... czym są nasze sprawy
wobec Wieczności?
Rozgadałam się? Na pewno. Czy jeszcze mnie czytasz i czy jeszcze Ci się to nie
znudziło? Nawet nie wiem, jak masz na imię. Czuję, że jesteś chłopcem. Wskazywałby na to
Twój adres e - mailowy. Rafał? Dobrze zgaduję? Ja mam na imię Dorota. Takie imię nosi
apteka w moim bloku, ale to jest oczywiście apteka świętej Doroty. Nie wiem, dlaczego
Dorota została świętą, nigdy sobie nie zadałam trudu, by to sprawdzić. Wiem natomiast,
dlaczego ja zostałam Dorotą. Moi rodzice poszli po linii najmniejszego oporu. Urodziłam się
5 września, a wtedy właśnie są imieniny Doroty. Gdybym się urodziła 4 września, byłabym
Rozalią, Różą albo Idą, gdybym się natomiast urodziła 6 albo 7 września, byłabym Beatą,
Kornelią. Reginą lub Ryszardą. Wolę być Dorotą.
Dziwisz się zapewne, dlaczego piszę do Ciebie i skąd wzięłam ten adres. Powinnam
zacząć od wyjaśnień, ale, jak zauważyłeś, jestem gadułą i ględzę Ci o filmach zamiast o tym,
dlaczego się do Ciebie odzywam. Zaczynam więc od początku. Wracałam ze swojej budy,
której nie cierpię, autobusem 297. Tylko sześć przystanków. Mogłabym chodzić pieszo, ale
mi się nie chce. Autobusy jeżdżą punktualnie, więc za osiem minut ósma jestem na
przystanku i do szkoły dojeżdżam tuż przed dzwonkiem. Z powrotami też nie mam proble-
mów. Kupuję bilet miesięczny za dwadzieścia cztery złote, autobusowo - tramwajowy. i mogę
korzystać z niego tyle razy dziennie, ile mi się zechce. Spacerować wolę tam. gdzie mnie
oczy poniosą, a nie tam. gdzie droga do szkoły wytyczona. Wczoraj byłam w „Stracholu”. w
innej kurtce niż ta, w jakiej dzisiaj poszłam do budy, więc przełożyłam do niej szkolną
legitymację z biletem miesięcznym, po czym zapomniałam to samo zrobić rano. Tak więc.
nieświadoma przestępstwa, jechałam do szkoły na gapę i wracałam na gapę. Beztrosko, bo nie
miałam świadomości nieposiadania dokumentów. Udało mi się w drodze „do”, z powrotem
natomiast już na drugim przystanku wsiadł chłopaczek wyglądający na mojego kumpla, a nie
na kontrolera, kierowca zablokował kasowniki i zaczęło się wielkie sprawdzanie. Nic we
mnie nie drgnęło, czemu miało „drygać”, skoro miałam przecież swój bilet z legitymacją, jak
zawsze. Ale ponieważ nic nie jest „zawsze”, więc i mojego biletu dzisiaj nie było. Zaczęłam
coraz bardziej nerwowo obmacywać swoje kieszenie, dopóki sobie nie przypomniałam, że to
przecież nie ta kurtka i inne kieszenie.
Już chciałam się tłumaczyć, gdy w tej samej sekundzie zobaczyłam cały bezsens tych
tłumaczeń. Bo chłopak miał wypisane na twarzy: nie ze mną takie numery ani takie bajery.
Próbując ukryć gdzieś oczy, zerknęłam w prześwit między fotelem a ścianą autobusu i zo-
baczyłam notesik. Podniosłam, coś tam było nagryzmolone, ale był także autobusowy bilet.
Podałam go kontrolerowi, mówiąc: - O, jest. notes mi wypadł z kieszeni. Kontroler popatrzył
i ku mojemu zaskoczeniu nic nie powiedział, tylko mina mu trochę spochmurniała, co
oznaczało, że tym razem nic nie zarobi.
Wyobrażasz sobie moje zdziwienie? Nie miałam żadnej pewności, że bilet jest
właściwy i że przed chwilą był kasowany. Oglądałam go potem na wszystkie sposoby. Bilet
jak bilet. W notesie nie było nazwiska, tylko jakieś obliczenia, jakieś zadanie z matmy, bilet,
który mnie uratował, i jeszcze ten adres, na jaki teraz od kilkunastu minut wystukuję list do
Ciebie. To wszystko.
I teraz nie wiem: czy Ty jesteś Rafałem, który jechał autobusem linii 297. na chwilę
przede mną, i wysiadł na przykład na przystanku poprzedzającym ten, na którym ja
wsiadałam? Czy też notes należy do zupełnie kogoś innego, a Ty jesteś jego kumplem i stąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gama101.xlx.pl