[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jadwiga DackiewiczFrancuskapoezja miłosnaantologiaPWZNPrint 6Lublin 1999Przedruku dokonanona podstawie pozycjiwydanej przez:ABC Future Sp. z o.o.Warszawa (?) 1997Słowo od tłumaczaSłusznie chyba kto kiedy zauważył, że o poezji - mam na myli poezjęautentycznš - trudno orzekać. Wybór poetyckich tematów to oczywicie sprawaosobistych preferencji, które nie każdemu mogš przypać do gustu. Wszystkotu zależy od rodzaju wrażliwoci odbiorcy owych tekstów. Z wyboremfrancuskiej poezji miłosnej wišżš się ponadto problemy specjalnej natury,zrodzone z wyjštkowej wieloci poetyckich wštków. Bogactwo to ofiarowujeczytelnikowi ogromnš skalę przeżyć. Co wybrać, żeby przedstawić możliwienajpełniejszy obraz tego, co o miłoci pisano we Francji w poetycki sposób?Zaczęłam tu od lat bardzo odległych, Marie de France, piszšca na dworzePlantagenetów, to poczštek redniowiecza. Dostarczyła ona wiele pienitrubadurom, akompaniujšcym sobie wdzięcznie na wioli. Znajdš się też tupoetki czasów nieco póniejszych, które kontynuowały opisy miłosnychturbacji w sposób wcale kunsztowny. Pełna blasku poezja renesansu toRonsard. Odezwie się też tutaj m.in. nieco cyniczny Voltaire, Mirabeau,zaplštany w Wielkš Rewolucję, romantycy, starajšcy się zerwać wszelkieformalne i treciowe pęta, symbolici.Kryteria mojego wyboru preferowały to wszystko, co wydawało mi się samšistotš poetyckiego piękna, któremu służyła miłoć. A więc owemunieodpartemu urokowi, zrodzonemu z autentycznego przeżywania miłosnychnastrojów, obdarzonego nieraz znamieniem ponadczasowoci. Gwoli jednakodtworzenia pełniejszego obrazu całej tej poetyckiej wędrówki przezstulecia, zamieciłam tu także kilka utworów, które, choć napisane przezpoetów znanych i cenionych, nie zawsze osišgajš szczyty poetyckiegoliryzmu, więcšcego triumf w poezji Marie de France, Ronsarda, Musseta czyVerlaine'a. A przecież to ów liryzm włanie, który starałam się najpełniejukazać, stanowi o ponadczasowej sile piękna francuskiej poezji.Guillaume de Poitiers(1071-1127).Piosenka radosnaRad wielce, że miłuję, niechże pogršżę się głębiej w mej szczęliwoci, aponieważ osišgnšć pragnę radoć doskonałš, usiłuję skierować moje afekty kunajdoskonalszej z dam.Czyliż mi się pochwalić nie godzi, żem zdołał pochwycić spojrzenianajdoskonalszej z nieskazitelnych?Pojmujecie zapewne, iż nie należę do pyszałków, którzy lubiš sobiepochlebiać - jeli wszelako radoć zdołałaby kiedy zakwitnšć, ta moja winnawydać owoce wieższe niż każda inna, rozbłysnšć blaskiem najgorętszym ródposępnego dnia.Nigdy mężczyzna, ożywiony mocš miłosnej żšdzy, nie zaznał, czy to wmylach, czy w zwidach sennych, luboci, co by z mojš równać się mogła. Niema podobnej na wiecie, a ów, kto by zamylał o niej piewać, zmitrężyłby irok cały, nim zdołałby to uczynić właciwie.Wszelkie zadowolenie owej radoci ustšpić musi, wszelka potęga klęknšćwinna przed mojš damš, ukorzyć się przed niebiańskš pogodš jej oczu, czaremjej łaskawoci. Radoć tego, kogo ona łaskami obdarzy, bardziej mu cennabędzie niż i sto lat żywota.Szczęcie, jakie tchnie z jej miłoci, potrafi uzdrowić chorego, jednoza jej słowo, rzucone w gniewie, i najzdrowszego powalić może,najmędrszego przyprawi o pomylenie, najurodziwszy pięknoci się zbędzie, zgbura uczyni wykwintnisia.Skoro tedy na ziemi nie znaleć, skoro oczy ujrzeć a usta nazwać nie mogšurodziwszej niewiasty, przeto zamylam na zawsze zachować jš przy sobie,iżby ożywiała to, co kryję w sercu, iżby przywracała młodoć ciału mojemu istrzegła mnie przed niedołęstwem. A skoro pani moja miłoć mš odwzajemnia,w dom mój jš powiodę i wdzięcznoć mojš okażę. Potrafię też ustrzec sekretumego szczęcia, znaleć dla miłej słowa miodem płynšce, wszystko, couczynię, jej jeno ukontentowanie będzie miało na celu. Przymioty jejwłaciwš u mnie ocenę znajdš, a chwalbie ich nie będzie końca!W lęku, by się nie rozdšsała, nie odważę się prosić jej o nic, w trwodzeteż, bym nie popełnił niezdarnoci jakowej, nie odkryję przed niš miłocimojej do cna. Ona jedna wszakże wzięła mnie w poddaństwo!Bertran de Born(1140-1210).Iżbym się oczycił z potwarzyPani, pragnę oto z potwarzy się oczycić i dać wam, pani moja, dowód mejniewinnoci. Oczerniły mnie bowiem przed tobš przeniewierce niegodne. Przezlitoć, błagam, pani moja, wierna i oddania pełna, skromna, szczera, dwornai wdzięczna, nie dozwól, by oszczerce niezgodę czynili między nami.Niechaj przy pierwszym rzucie wyrwie mi się sokół, niechże go rarogi namej dłoni ubijš, niechaj go uniosš i na dłoni mojej obedrš z pierza, jelinie wolę wzdychać jeno przy tobie nili pożšdać innej, choćby miowiadczała swojš miłoć i pragnęła zatrzymać mnie w łożu.A żeby słowa moje, pani, przekonały cię dowodniej jeszcze, przywołać otopragnę sromotę najniegodziwszš: gdybym kiedykolwiek, choćby i w mylach,popełnił wobec ciebie, pani, jakowš zdradę, jeli sam się znajdę zniewiastš w komnatce czy w ogrodzie, niechże mnie nagła niemoc chyci iwszelkiego dokazywania zabroni.Kiedy przed szachownicš zasiędę, niech nie wygram ani denara, jelimkiedykolwiek zabiegał o względy innej niż ty, o uwielbiana, upragniona panimoja!Niechże się stanę panem kasztelu jeno w ćwierci, niech tam czterechdziedziców dzieli jednš wieżę i za łby się biorš, niechże się nie potrafięobejć bez medyka, kusznika, strażnika, klucznika, wartownika - gdyby ikiedykolwiek serce innš miłować kazało.Niechże mnie pani moja opuci dla innego rycerza, niechże nie wiem, kuktóremu więtemu się zwrócić, niechże żagle mi wichry stargajš na morzu,niechże mnie pachołki na dworze króla oćwiczš, niechaj zemknę pierwszy zpola bitwy - jeli nie zełgał ten, kto ci o mnie bajdurzył oweszkaradzieństwa.Niechże z tarczš na ramieniu i kapturem, nadzianym na opak, padnę wkonnej gonitwie ze strzemionami, co po ziemi się wlokš, niechże wejciemoje do karczmy gniew w oberżycie obudzi, jeli nie zełgał ten, co cigadał owe słowa bezecne.Pani, jako że posiadam jastrzębia dobrego na kaczki, żywego, wieżowypierzonego, posłusznego, nieustraszonego w pogoni za zdobyczš, zdolnegoprzewyższyć w przymiotach inne ptaki, tak łabędzie jak żurawie, czapleczarne czy białe, niechże mi ptaka mego zamieniš na jastrzębia ladajakiego, tłustego, leniwego, niezdolnego fruwać, zdatnego jeno do polowańna kury.Kłamce, oszczerce, zawistnicy, fałszywcy, którzycie prowadzili mnie zpaniš mojš, ostawcie mnie w spokoju!Marie de France(XII w.).PowójPanowie mili, posłuchajcie, Zawierzcie, proszę, memu słowu I życzliwegoucha dajcie Historii, co się zowie "Powój". A będzie w opowieci owejRzecz o Tristanie i królowej, Co się nieszczęni napłakali, Jako siępięknie miłowali, Aż i miłoci tej rozkazem Jednego dnia pomarli razem.Król Marek strasznym gniewem gorze, Tristana cierpieć król nie może Iprecz wygania go surowo: Siostrzan pokochać miał królowš. Do Sutwaluszedł wypędzony, Gdyż tam rodzinne jego strony: Rok minšł, odkšd spadłakara, Do Tyntagielu wrócić wara, Więc zadumany żałoliwie W rozpaczyledwie przecie żywie. Kiedy, kto wiernie, zacnie kocha, A szczęcia niezna ani trocha, Temu usychać w łzach, zgryzotach, Toż to, panowie, niedziwota. A że Tristana zmogły znoje, Przeto opucił strony swoje, Dokornwalijskich zmierza granic, W Kornwalii mieszka jego pani. W las sięzapucił gwoli temu, By nikt go z ludzi zoczyć nie mógł, I w lesie kryłsię do wieczora. Spoczynku wreszcie przyszła pora, Tedy w wieniaczewstšpił progi, Tam dał mu łoże człek ubogi. Tristan zapytał o nowiny,Zapytał, co król Marek czyni, A na to mu odrzekło wielu, Że sprosił króldo Tyntagielu Baronów, na turnieje, w goci. Rzekli mu jeszcze ludzieproci, Iż, jako króla pana wola, W Zielone wištki ta swawola, Że ponoćna zebranie owo Król Marek przybyć ma z królowš. Miłe to Tristanowisłowa, Boć przecie pozna go królowa, Pomyli sobie o Tristanie, Kiedyjej w pobok konia stanie. witkiem bledziuchnym Tristan chyżo W laspomknšł, czeka, aż się zbliżš, Spojrzy, a przy nim tuż leszczyna, Rwiegałš, z czterech stron przycina, W ziemię jš wetknie, tnie za chwilęImię swe na niej, jeno tyle. Królowa, patrzšc w lenš steczkę, Poznagraniastš tę laseczkę, Wspomni, gdy ujrzy jš z oddali, Jak znaki sobieniš dawali. Przybywa pani, widzi, staje, Zielony dršżek rozpoznaje,Rycerzom wity w głos się żali, Że słabnie, chce, by się wstrzymali, Żewielce się strudzona czuje. Spełniajš, co im rozkazuje. Potem oddala siękrólowa, Do wiernej służki ciche słowa Szepce, popieszne stawia kroki,Wstępuje wreszcie w las głęboki. Tam drzewa lene ukrywały, Kogo miłujenad wiat cały. I zatonęli, pojednani, W rozkoszy cudnej, a bez granic.Długo jej Tristan mówić będzie, Że paniš swojš widzi wszędzie, Z dawna muoczy we łzach stojš, Z dawna chciał ujrzeć paniš swojš. Czy w nocnejporze, czy o wicie, Straszne dla niego bez niej życie. Że oni, jakpowoju kwiecie, Gdy na leszczynie się oplecie, Poród zielonych kwitniepnšczy. Lecz niech je tylko kto rozłšczy, Splecione pędy porozdziera,Schnie drzewko, powój też umiera. Rozłšczyć dwoje nas daremnie, Cóż jabez ciebie, ty beze mnie? Tak oto mówił jej do woli, Ona o szczęsnejteraz doli, A potem rzekła, że mu trzeba Z królem się jednać, a niegniewać, Że męki wycierpiała tyle, Gdy rozłšczenia przyszły chwile, GdyT...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]