[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NAUKA
1/2007 • 29-60
F
RANK
C
IOFFI
Freud i idea pseudonauki*
Tłumaczenie z języka angielskiego Ryszard Stachowski
I
Ciesząca się powodzeniem pseudonauka to wielki wyczyn intelektualny, którego
zgłębienie jest równie pouczające i warte podjęcia jak autentycznej nauki. W tym
rozdziale będę bronił poglądu, że psychoanaliza jest taką pseudonauką. Pokażę również,
że sens tego twierdzenia bywa często błędnie pojmowany i dopiero zrozumienie go
sprawi, iż jego bezkompromisowość nie będzie już tak zaskakująca. Psychoanalizę
można określić jako dążenie do ustalenia historycznej autentyczności i (lub) chorobo-
twórczego charakteru wydarzeń z okresu dzieciństwa człowieka i formy jego nieświa-
domego życia afektywnego oraz jego wpływu na zachowanie człowieka na podstawie
sposobu, w jaki on reaguje na twierdzenia lub domniemania z tym związane. Nie jest
to jednak jakiekolwiek dążenie, lecz konkretne, dające się historycznie zidentyfikować,
które w efekcie przyniosło podstawowy zestaw tez etiologicznych i dynamicznych, mają-
cy u swego niewzruszonego podłoża twierdzenie, że „jedynie wczesnodziecięce życze-
niowe pobudki seksualne są w mocy udzielić sił popędowych tworzeniu się objawów
psychonerwicowych” (Freud, 1949b, s. 605-606
*
Poniższy tekst jest przekładem z języka angielskiego rozdziału Freud and the idea of a pseu-
doscience w książce Franka Cioffiego Freud and the Question of a Pseudoscience (Open Court,
Chicago 1998, s. 115-142), która ukaże się w polskim przekładzie Ryszarda Stachowskiego w ro-
ku 2007 w Wydawnictwie WAM w Krakowie pod tytułem Freud a kwestia pseudonauki. Na
książkę Cioffiego (ur. 1928), najbardziej ciętego i prowokującego amerykańskiego krytyka Freu-
dowskiej psychoanalizy, składają się (z jednym wyjątkiem) eseje wcześniej publikowane, w któ-
rych autor przytacza argumenty na uzasadnienie postawionej tezy, że psychoanaliza jest pseudo-
nauką. Wyjątkowość tej tezy polega na oryginalnym poglądzie Cioffiego na pseudonaukę, którą
według niego tworzą wadliwe pod względem metodologicznym sposoby postępowania badawcze-
go (w sensie zamierzonego subtelnego samooszukiwania się), a nie tylko formalnie wadliwe tezy.
Redakcja Nauki dziękuje Panu Zbigniewowi Iwańskiemu z Wydawnictwa WAM za wyrażenie zgody
na opublikowanie niniejszego przekładu.
1)
).
Skoro przedmiotem oceny ma być autentycznie empiryczny charakter tego przed-
sięwzięcia, to należy bacznie przyjrzeć się nie tylko wypowiedziom wyrażającym
twierdzenia, będące rzekomym obiektem badania, ale i tym, które opisują zastosowane
procedury badawcze lub pozwalają ich domniemywać. Na pseudonaukę nie składają się
same tylko wadliwe pod względem formalnym tezy, ale i wadliwe z metodologicznego
30
Frank Cioffi
punktu widzenia sposoby postępowania badawczego. Łatwiej to zapamiętać, mówiąc,
że pojęcie pseudonauki jest pojęciem pragmatycznym, a nie syntaktycznym.
Ten odmienny pogląd na pseudonaukę zrodził się po części z zainteresowania wąs-
kim i nietypowym zakresem przykładów (jak, powiedzmy, działająca usypiająco moc
opium), po części zaś z zainteresowania funkcją kierującego się wyrachowaniem zało-
żenia, że logiczny charakter tezy da się zawsze określić w wyniku przeprowadzonej
inspekcji.
W swoim artykule zatytułowanym Can psychoanalysis be refuted? Farrell (1961)
twierdzi, że gdy pytamy o to, „czy generalizacja jakiegoś konkretnego nieświadomego
procesu lub stanu jest prawdziwa czy nie – na przykład generalizacja nieświadomych
życzeń edypalnych – (...) to z góry przyjmujemy, iż te generalizacje konkretnego nie-
świadomego procesu mogą być w zasadzie obalone. Nie było jednak dotąd żadnego po-
wodu, by to przyjęte z góry założenie uznać w jakikolwiek liczący się sposób za błędne”.
Tylko że tak naprawdę chodzi o to, iż nie może ono być prawdziwe w żaden liczący
się sposób. Obalalność nie jest w zasadzie właściwym kryterium autentycznie empi-
rycznego charakteru jakiegokolwiek przedsięwzięcia. (Nawet Popper, na którego arty-
kuł z roku 1957 Farrell się powołuje, nie przyjmuje takiego kryterium). W przeciwnym
razie niczego, co dałoby się zwyczajnie wskazać jako przykład twierdzenia pseudodiag-
nostycznego, pseudoterapeutycznego czy pseudowyjaśniającego, nie można by było za
takie uznać. Takie twierdzenia, jak te, że mikrodawka o dużej sile jest skuteczna, że
osoby urodzone pod znakiem Saturna mają skłonność do melancholii, że ludzie, którzy
nic nie wiedzą o istnieniu wyrostka robaczkowego są odporni na jego zapalenie, można
z łatwością obalić i, w wypadku większości z nas zostały obalone, a przecież pomimo to
są pseudonaukowe. Żeby jakiekolwiek postępowanie mogło być nazwane naukowym,
nie wystarczy wskazać tego stanu rzeczy, który nie potwierdza tez będących przedmio-
tem badania. Trzeba jeszcze, by stosowana procedura była obliczona na odkrycie takie-
go ewentualnego stanu rzeczy. Słowem „obliczona” posłużyłem się nieprzypadkowo,
ponieważ dla wykazania pseudonaukowości jakiegoś przedsięwzięcia nie wystarczy po-
kazać, że stosowane przez nie procedury faktycznie uniemożliwiają lub utrudniają
wykrycie obalających tezy stanów rzeczy, lecz że do ich funkcji należy utrudnianie ta-
kiego wykrycia. Powiedzieć o jakimś przedsięwzięciu, że jest pseudonaukowe, to powie-
dzieć, iż w sposób notoryczny i z rozmysłem stosuje wadliwe pod względem metodolo-
gicznym procedury (w rozumieniu „z rozmysłem” jako wyrafinowanego samooszukiwa-
nia się). Parę przykładów wyjaśni, dlaczego przyjęcie takiego warunku było niezbędne.
Poddając próbie skuteczność cytryny w zapobieganiu szkorbutowi, Lind
2)
nie miał
grupy kontrolnej z placebo. Gdyby jednak placebo było efektywne, a cytryna była pod
względem profilaktycznym albo terapeutycznym obojętna, Lind nie dokonałby swego
odkrycia. Ale to nie jest powód, by jego postępowanie nazywać pseudonaukowym,
Freud i idea pseudonauki
31
ponieważ on nie zdawał sobie sprawy z działania placebo i dlatego nie wolno oskarżać
go o to, że nie zrobił nic dla wykazania fałszywości własnej teorii. Natomiast gdyby
dzisiaj ktoś, przeprowadzając testy lecznicze, nie wziął do badań grupy kontrolnej z pla-
cebo, to określenie „pseudonauka” byłoby chyba w takim wypadku uzasadnione. Brak
zdecydowania w sformułowani takiego sądu byłby spowodowany wątpliwościami co do
tego, czy nie ma czasem jakichś moralnych lub praktycznych przeciwwskazań do
przeprowadzania takich testów.
Weźmy dla przykładu następujący fragment apologetyki medycyny homeopatycznej,
który wyszedł spod pióra Briana Inglisa: „Problem polega na tym, jak udowodnić
działanie mikrodawek homeopatycznych (...). Na nic się nie zda odpowiedź homeopa-
tów, że dowodem są uzyskiwane przez nich wyniki, ponieważ lekarze jej nie przyjmują
uważając ją za przejaw samooszukiwania się, albo w najlepszym razie skutek placebo.
Dlaczegóż by – mówią lekarze – twierdzeń homeopatów nie poddać weryfikacji ekspery-
mentalnej za pomocą techniki podwójnie ślepej z grupą kontrolną? Ale tego wyzwania
homeopaci nie mają ochoty podjąć i byliby chyba niemądrzy, gdyby postąpili inaczej,
ponieważ sprzeniewierzyliby się trzeciej zasadzie ojca homeopatii: nie ma dwóch
pacjentów, których należałoby leczyć jednakowo (...). Dwóm pacjentom z takimi samymi
objawami, albo temu samemu pacjentowi z takimi samymi objawami lecz w innym
nastroju będą potrzebne zupełnie inne recepty. ‘Na ślepo’ leczyć homeopatycznie się
nie da” (Inglis, 1964, s. 83-84).
Jeśli taki sposób obrony homeopatii przed zarzutem „pseudonaukowości” nie trafia
do przekonania, to nie z powodu jakichś formalnych uchybień w twierdzeniu, że mini-
malne dawki leków homeopatycznych są skuteczne, lecz z powodu nieliczenia się ze
względami syntaktycznymi, takimi jak niewyeliminowanie (którego usprawiedliwianie
przez Inglisa, nawet gdyby było słuszne, nie tłumaczy) skutków podatności na sugestię,
co można by zrobić, obserwując działanie mikrodawki podawanej nawet ukradkiem (nie
mówiąc już o tym, że nie ma homeopatów-weterynarzy).
Wprawdzie Inglis twierdzi, że „»na ślepo« leczyć homeopatycznie się nie da”, to
jednak, dodając pikanterii tej sprawie, zauważmy, iż już ponad sto lat temu nadarzył się
niezwykle bogaty w wydarzenia pretekst do pokazania, że można. W książce Science and
Health Mary Baker Eddy opisuje następujące wydarzenie: „Wpadł mi w ręce – kiedy już
lekarze dali za wygraną – pewien przypadek puchliny wodnej (...) leżąca w łóżku
pacjentka wyglądała jak beczka. Przepisałam jej azotan srebra o czterokrotnie mniejszej
sile i sporadycznie dawki mocno rozcieńczonej siarki. Stan pacjentki wyraźnie się
poprawił (...) dowiedziawszy się, że poprzedni lekarz już jej te leki przepisywał, z nie-
pokojem zaczęłam oczekiwać nasilenia się objawów wskutek długotrwałego ich
stosowania i zwierzyłam się z tego pacjentce. Ta odmówiła jednak odstawienia leków,
mimo że powracała już do zdrowia. Wtedy przyszło mi do głowy, żeby podać jej niemają-
32
Frank Cioffi
.
Teraz postaram się pokazać, że zarówno teoria, jak i praktyka psychoanalityczna
obfitują w mnóstwo osobliwości wyraźnie nieuzasadnionych i niepowiązanych, które
jednak staną się zrozumiałe, kiedy tylko spojrzy się na nie jako na przejawy tego
samego impulsu: koniecznie unikać obalenia teorii. Następnie zamierzam udowodnić,
że wyraźna wielostronność sposobów oceniania poprawności twierdzeń psychoana-
litycznych, a więc obserwacja zachowania dzieci, wykrywanie charakterystycznych właś-
ciwości bieżącego życia seksualnego lub doświadczeń seksualnych z okresu dzieciństwa
neurotyków, oczekiwanie na wynik działania środków profilaktycznych, wywodzących
się z Freudowskich twierdzeń etiologicznych, sprowadza się do jednego, co samo
w końcu okazuje się iluzoryczne: do bezpośredniego zrozumienia, lub mówiąc słowami
samego Freuda, „Przekształcanie procesów nieświadomych w procesy świadome”
(Freud, 1950, s. 382), „Wypełnianie luk w świadomej percepcji” (Freud, 1950, s. 382),
„(...) uzupełnianie psychiki nieświadomej szeregiem aktów świadomych” (Freud, 1949a,
s. 24
3)
), „(...) na podstawie symptomów najpierw wywnioskowanie nieświadomych fan-
tazji, a następnie spowodowanie ich przeniesienie do świadomości chorego” (Freud,
1924b, s. 54
4)
5)
).
II
Typowe dla pseudonauki jest to, że związek między formułowanymi w niej hipo-
tezami a wyprowadzanymi z nich przewidywaniami jest asymetryczny, co znaczy, że do-
puszcza się, by hipotezy kierowały przewidywaniami i potwierdzały się w wypadku ich
spełnienia się, ale niespełnienie się takich przewidywań nie dyskwalifikuje hipotez.
Jedna z form urzeczywistnienia tego przez pseudonaukę polega na obmyśleniu sposobu
na takie sformułowanie hipotezy, by była ona rozumiana w wąskim i przewidywalnym
sensie przed wystąpieniem danego zjawiska, a w szerszym i bardziej mglistym – po jego
wystąpieniu w sytuacji, w której nie została ona potwierdzona. Takie hipotezy wiodą
więc podwójny żywot: jeden przytłumiony i powściągliwy w sąsiedztwie sprzecznych
z nimi faktów, drugi mniej skrępowany i bardziej wybujały z dala od nich. Cecha ta
jednak nie jest tak ewidentna, by można ją było łatwo prześledzić. Jeśli zamierzamy ustalić,
ce wartości leczniczej tabletki i obserwować wynik. Tak też zrobiłam, a stan pacjentki
nadal się poprawiał. Wreszcie oznajmiła, że wstrzymuje przyjmowanie leków na jeden
dzień, chociaż ryzykuje następstwa. Tak zrobiła, po czym oznajmiła mi, że obejdzie się
bez pastylek przez dwa następne dni. Ale trzeciego dnia znów zaczęła niedomagać i do-
piero po zażyciu pastylek odczuła ulgę. Zaczęła kontynuować przyjmowanie bez-
wartościowych pod względem leczniczym pigułek, nie stosując – oprócz składanych jej
przeze mnie sporadycznych wizyt lekarskich – innych środków i wyzdrowiała”. (Eddy,
1875, s. 156). Gdyby pani Eddy zawsze tak dobrze rozumowała, nigdy byśmy o niej nie
usłyszeli
Freud i idea pseudonauki
33
czy funkcja tych stwierdzeń jest autentycznie empiryczna, to musimy koniecznie dowie-
dzieć się, co ich rzecznicy, a nie my, gotowi są nazywać dowodem niepotwierdzającym.
Potwierdzeniem tego jest Freudowska tak zwana „libidinalna teoria” nerwic. Z licz-
nych wzmianek Freuda wynika, że seksualną naturę nerwic wydedukował on z chara-
kteru stanów predysponujących do nerwicy, czyli z będących ich źródłem przeciwności
losu, na przykład, że ich przyczyn należy doszukiwać się „w intymnych sferach życia
psychoseksualnego pacjenta”. To twierdzenie dlatego jest tak ważne dla naszego obec-
nego celu, że mogłoby rozproszyć wątpliwości co do trafności metody psychoana-
litycznej, gdyby wynikające z niej wnioski mówiące o tym, „czym jest wyparty impuls,
jakie znalazł zastępcze objawy i gdzie mieści się motyw do wyparcia”, zostały potwier-
dzone przez niezależne badanie życia seksualnego pacjenta, tak jak na przykład została
(prawdopodobnie) potwierdzona Freudowska etiologia nerwic aktualnych. Ale twier-
dzenia składające się na jego teorię libido tylko z pozoru kwalifikują się do oceny wyda-
nej po zbadaniu związku życia seksualnego pacjenta z jego podatnością na schorzenie.
Oto kilka twierdzeń sprawiających wrażenie, że mogą być one w taki właśnie sposób
ocenione.
„W sytuacji, gdy spowodowanie schorzenia trzeba kłaść na karb banalnej emocji,
analiza regularnie dowodzi, że patogenne oddziaływanie wywarł seksualny komponent
przeżycia traumatycznego, którego tu nie zabrakło” (Freud, 1924a, s. 281
6)
).
Te stwierdzenia z pewnością wykazują podobieństwo do hipotez. Jeśli jednak ktoś
się spodziewał, że może Freud ograniczy zakres tych rodzajów zdarzeń czy stanów,
które sprzyjają wybuchowi nerwicy, a następnie je wymieni, to spotka go zawód, gdy
przeczyta: „Widzimy zatem, że na chorobę zapadają indywidua dotychczas zdrowe, które
nie musiały się zmierzyć z żadnym nowym przeżyciem, których relacja do świata
zewnętrznego nie doznała jakiejkolwiek zmiany”. Ale kiedy powie, że „gdy dokładniej
się temu przyjrzymy, okazuje się, że i tu zaszła zmiana (...) w jego [indywiduum]
gospodarce psychicznej doszło do zwiększenia masy libido, i że sama ta masa wystar-
czy, by zaburzyć równowagę typową dla stanu zdrowia, tworząc tym samym warunki
sprzyjające wybuchowi nerwicy (...) W ten sposób przypominamy sobie, że zastanawia-
jąc się na temat przyczyn choroby, nigdy nie powinniśmy pomijać czynnika iloś-
ciowego”. Lecz co to są za owe zmiany w ekonomii psychicznej, które pojawią się, „gdy
dokładniej się temu przyjrzymy”? Raz jeszcze Freud kieruje w naszą stronę słowa obiet-
); (...) ludzie
zapadają w chorobę, kiedy (...) zaspokojenie ich potrzeb erotycznych jest w rzeczy-
wistości udaremnione” (Freud, 1962, s. 80); (...) pacjenci chorują z powodu nie-
spełnionej miłości – (z powodu żądań niezaspokojonego libido) (Freud, 1950, s. 87);
„(...) ludzie popadają w nerwicę, kiedy im się odbiera możność zaspokojenia swej libido,
a więc (...) wskutek »odmowy« (...) we wszystkich zbadanych przypadkach nerwicy czyn-
nik frustracji był wyraźny” (Freud, 1956, s. 310, 353
7)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]