[ Pobierz całość w formacie PDF ]
[ WWW.FILOZOF.PL – Studencki Serwis Filozoficzny ]
1
Fryderyk Nietzsche
A n t y c h r z e ś c i j a n i n
Przedmowa
KsiąŜka ta jest przeznaczona dla najmniej licznych. MoŜe nawet Ŝaden z nich jeszcze nie Ŝyje.
Mogliby to być ci, którzy rozumieją mojego
Zaratustrę:
jakŜe bym
rnógł
mylić siebie z tymi, dla
których juŜ dzisiaj rosną uszy? — Dopiero pojutrze naleŜy do mnie. Niektórzy rodzą się po śmierc[i].
Warunki, w których się mnie rozumie, rozumie
z koniecznością [—]
znam je aŜ nazbyt dokładnie.
Czytelnik musi być aŜ do surowości prawy w kwestiach ducha, aby wytrzymać choćby tylko moją po-
wagę, moją pasję. Musi być zaprawiony w Ŝyciu na szczytach — w widzeniu
poniŜej
siebie Ŝałosnej
paplaniny o polityce i egoizmie narodów. Musi zobojętnieć, nigdy nie moŜe pytać, czy prawda jest
poŜyteczna, czy staje się dla kogoś fatum... Zamiłowanie potęgi do pytań, których stawiać nikt nie
ma dzisiaj odwagi; odwaga do przedsięwzięć
zakazanych;
predestynacja do błądzenia w labiryncie.
Doświadczenie wywiedzione z siedmiu samotności. Nowe ucho dla nowej muzyki. Nowe oko dla
najodleglejszych widoków. Nowe sumienie dla prawd, które dotychczas pozostawały nieme. I wola
oszczędności, właściwej wielkiemu stylowi: jego siła, jego
entuzjazm,
ściśle zespolone... Respekt dla
siebie; miłość do siebie; bezwarunkowa wolność wobec siebie...
No dobrze! Jedynie tacy są moimi czytelnikami, moimi prawowitymi czytelnikami, z góry mi
przeznaczonymi czytelnikami: cóŜ mi po reszcie? — Reszta to tylko ludzkość. — Nad ludzkością
trzeba górować siłą,
wysokością
duszy — pogardą...
Fryderyk Nietzsche
1.
Spójrzmy sobie w twarz. Jesteśmy Hiperborejczykami — wiemy dostatecznie dobrze, na jakim
ustroniu przyszło nam Ŝyć. „Ani lądem, ani wodą nie znajdziesz drogi do Hiperborejczyków":
wiedział to o nas juŜ Pindar. Po drugiej stronie Północy, lodów, śmierci —
nasze
Ŝycie,
nasze
szczęście... Odkryliśmy szczęście, znamy drogę, znaleźliśmy wyjście z całych tysiącleci labiryntu.
Kto znalazł jejeszcze? — MoŜe nowoczesny człowiek? „Nie umiem wyjść ani wejść, jestem wszystkim,
co nie umie ani wyjść, ani wejść" — wzdycha nowoczesny człowiek...
Na tę nowoczesność
byliśmy
chorzy — na gnuśny pokój, na tchórzliwy kompromis, na całą cnotliwą nieczystość nowoczesnego
„Tak" i „Nie". Owa tolerancja i
largeur
serca, która wszystko „wybacza", bo wszystko „pojmuje",
jest dla nas niczym sirocco. śyć pośród lodów raczej niŜ pośród nowoczesnych cnót i innych wiatrów
południowych!... Byliśmy dostatecznie dzielni, nie oszczędzaliśmy ani siebie, ani innych: długo nie
wiedzieliśmy jednak,
dokąd
zmierzamy ze swą dzielnością. Sposępnieliśmy, zwano nas fatalistami.
Naszym
fatum
byla
pełnia, napięcie, spiętrzenie sił. Łaknęliśmy błyskawicy i czynów,
pozostawaliśmy jak najdalej od szczęścia słabeuszy, od „poddawania się..." Burza szalała w naszym
powietrzu, natura, którą jesteśmy, zaciemniła się —
albowiem nie mieliśmy Ŝadnej drogi.
Formuła
naszego szczęścia: „Tak", „Nie", linia prosta,
cel...
2.
Co jest dobre? — Wszystko, co zwiększa w człowieku poczucie mocy, wolę mocy, samą moc.
Co jest liche? — Wszystko, co pochodzi ze słabości.
Co jest szczęściem? — Poczucie, Ŝe moc
rośnie,
Ŝe opór zostaje przezwycięŜony.
Nie
zadowolenie, lecz większa moc;
nie
pokój w ogóle, lecz wojna;
nie
cnota, lecz tęŜyzna (cnota
w renesansowym stylu,
virtu, cnota wolna od moralizatorstwa)
[ WWW.FILOZOF.PL – Studencki Serwis Filozoficzny ]
2
Niech zginą słabi i nieudatni: pierwsza teza
naszej
miłości człowieka. I naleŜy im w tym jeszcze
dopomóc.
Co jest szkodliwsze niŜ jakikolwiek występek? Aktywne współ-cierpienie z wszystkimi
nieudatnymi i słabymi — chrześcijaństwo...
3.
Problemem, który tu stawiam, nie jest pytanie, co ma zastąpić ludzkość w łańcuchu istot ( —
człowiek jest
końcem —
), lecz pytanie, jaki typ człowieka naleŜy
wyhodować,
jakiego typu człowieka
naleŜy
chcieć,
jako istoty wyŜszej pod względem wartości, jako istoty godniejszej Ŝycia, jako istoty
pewniejszej przyszłości.
Ten wyŜszy pod względem wartości typ dość często się juŜ pojawiał: lecz jako szczęśliwy przypadek,
jako wyjątek, nigdy jako coś, czego by
chciano.
Przeciwnie: budził
on
właśnie największy strach,
był dotychczas nieledwie
uosobieniem
straszliwości; — strach zaś sprawił, Ŝe chciano
przeciwnego
typu,
Ŝe hodowano go i
osiągnięto:
zwierzę domowe, zwierzę stadne, chore zwierzę człowiek — chrześcijanin...
4.
Ludzkość
nie
przedstawia, jak się dzisiaj uwaŜa, rozwoju ku czemuś lepszemu, czy
potęŜniejszemu, czy wyŜszemu. „Postęp" jest niczym więcej jak nowoczesną ideą, to znaczy fałszywą ideą.
Dzisiejszy
Europejczyk stoi pod względem wartości niŜej od Europejczyka czasów renesansu; rozwój absolutnie
nie
jest, mocą jakiejś konieczności, podwyŜszaniem, podnoszeniem, potęgowaniem.
Stale natomiast, w najróŜniejszych miejscach na Ziemi i z najrozmaitszych kultur, wyrastają
pojedyncze egzemplarze, które rzeczywiście Reprezentują
typ wyŜszy:
coś, co w porównaniu z ogółem
ludzkości jest swego rodzaju nadczłowiekiem. Takie szczęśliwe przypadki wielkiego rozkwitu zawsze
były moŜliwe i zapewne zawsze teŜ będą moŜliwe. Całe generacje nawet, plemiona, ludy mogą nie-
kiedy przedstawiać tego rodzaju
traf.
5.
Chrześcijaństwa nie powinno się przyozdabiać i stroić: wydało ono
wojnę
na śmierć i Ŝycie temu
wyŜszemu
typowi człowieka, wszystkie jego fundamentalne instynkty skazało na wygnanie,
wydestylowało z nich zło, złego człowieka — człowiek potęŜny jako typ, który naleŜy odrzucić, jako
„człowiek odrzucony". Chrześcijaństwo wzięło stronę wszystkiego, co słabe, co niskie, co nieudatne,
sprzeciw
wobec instynktu samozachowawczego, właściwego potęŜnemu Ŝyciu, uczyniło ideałem;
zepsuło rozum nawet najpotęŜniejszych duchowo natur, ucząc odczuwać naczelne wartości duchowe
jako grzeszne, jako błędne, jako
pokuszenie.
NąjŜałośniejszy przykład — zepsucie Pascala, który wierzył,
Ŝe jego rozum jest skaŜony przez grzech pierworodny, podczas gdy był on skaŜony jedynie przez jego
chrześcijaństwo! —
6.
Ukazało się mi bolesne, okropne widowisko: ściągnąłem zasłonę z
zepsucia
człowieka. Słowu
„zepsucie", w mych ustach, nie grozi przynajmniej jedno podejrzenie: jakoby zawierało ono w sobie
oskarŜenie moralne przeciwko człowiekowi. Jest ono — chciałbym to jeszcze raz podkreślić —
wolne
od moralizatorstwa:
do tego stopnia, Ŝe owo zepsucie najmocniej odczuwam właśnie tam, gdzie
dotychczas najświadomiej aspirowano do „cnoty", do „boskości". Zepsucie rozumiem, łatwo juŜ
zgadnąć, w znaczeniu dekadencji: twierdzę, Ŝe wszystkie wartości, w których ludzkość sumuje swe
naczelne pragnienia, są wartościami dekadenckimi.
[ WWW.FILOZOF.PL – Studencki Serwis Filozoficzny ]
3
Zwierzę, gatunek, indywiduum nazywam zepsutym, jeśli traci ono swe instynkty, jeśli wybiera,
jeśli
preferuje
to, co dlań szkodliwe. Historia „uczuć wyŜszych", „ideałów ludzkości" — moŜliwe, Ŝe
będę ją musiał opowiedzieć — nieomal wyjaśniałaby takŜe,
dlaczego
człowiek jest tak zepsuty.
Samo Ŝycie uwaŜam za instynkt wzrostu, instynkt trwania, instynkt gromadzenia sił, za
instynkt
mocy:
gdzie brak woli mocy, tam następuje schyłek. Twierdzę, Ŝe wszystkim naczelnym
wartościom ludzkości
brak
tej woli, Ŝe panują, przybierając najświętsze nazwy, wartości
schyłkowe, wartości
nihilistyczne.
7.
Chrześcijaństwo nazywa się religią
współcierpienia. —
Współ-cierpienie stanowi przeciwieństwo
uczuć tonizujących, które podwyŜszają energię poczucia Ŝycia: współcierpienie działa depresyjnie. Ten,
kto współcierp[i], traci siłę. Współcierpienie pomnaŜa i zwielokrotnia ubytek siły, który przy[nosi]
Ŝyciu juŜ samo cierpienie. Przez współcierpienie samo cierpienie staje się zaraźliwe; w wyniku
współcierpienia moŜe niekiedy nastąpić ogólny ubytek Ŝycia i energii Ŝyciowej, który pozostaje w
absurdalnym stosunku do kwantum przyczyny (— przypadek śmierci Nazareńczyka) Jest to pierwszy
aspekt; moŜna jednak wskazać jeszcze waŜniejszy. Jeśli przyjmiemy, Ŝe miarą współcierpienia jest
wartość reakcji, które zwykło ono wywoływać, to jego niebezpieczny dla Ŝycia charakter ukaŜe się w
jeszcze jaśniejszym świetle. W ogólności, współcierpienie staje w poprzek prawu rozwoju, które jest
prawem
selekcji.
Współcierpienie zachowuje przy Ŝyciu to, co dojrzało do zagłady, broni wy-
dziedziczonych i skazańców Ŝycia, mnóstwem wszelkiego rodzaju nieudatnych tworów, które
utrzymuje
przy Ŝyciu, nadaje samemu
Ŝyciu posępny i podejrzany widok. PowaŜono się nazywać
współcierpienie cnotą (— kaŜda
dostojna
moralność uwaŜa je za słabość —); posunięto się jeszcze
dalej i uczyniono z niego
główną
cnotę, podstawę i źródło wszystkich cnót — tyle tylko, Ŝe
dokonano tego, o czym stale naleŜy pamiętać[,] z punktu widzenia filozofii, która była filozofią
nihilistyczną, która na swej tar[czy wypisała
negację Ŝycia.
Schopenhauer miał tu rację:
współ[cierpienie] neguje Ŝycie, czyni je
god[nym] negowania —
współcierpienie jest
praktyką
ni-
hilizmu. Powiedzmy jeszcze raz: ów depresyjny i zaraźliwy instynkt występuje przeciwko tym
instynktom, które dąŜą do utrzymania Ŝycia i podniesienia jego wartości:
zwielokrotniając
nędzę i
zachowując
wszystko, co nędzne, jest ono głównym instrumentem potęgowania dekadencji —
współcierpienie namawia do
nicości]...
Nie mówi się „nicość": zamiast tego mówi się „zaświaty";
albo „Bóg"; albo
„prawdziwe
Ŝycie"; albo nirwana, odkupienie, błogość... Ta niewinna retoryka z
królestwa religijno-moralnej idiosynkrazji okaŜe się zaraz
znacznie mniej niewinna,
gdy pojmiemy,
jaka
tendencja narzuca tu na siebie płaszcz wzniosłych słów: tendencja
wroga Ŝyciu.
Schopenhauer
był wrogi Ŝyciu:
dlatego
współcierpienie stało się dlań cnotą... Arystoteles, jak wiadomo, widział we
współcierpieniu chorobliwy i niebezpieczny stan, na który dobrze jest od czasu do czasu zadziałać
środkiem przeczyszczającym: tragedię uwaŜał on za środek przeczyszczający. Z perspektywy
instynktu Ŝycia faktycznie naleŜałoby poszukać jakiegoś środka, który pozwoliłby nakłuć tak
chorobliwą i niebezpieczną kumulację współcierpienia, jaką stanowi przypadek Schopenhauera (a
takŜe, niestety, cała nasza literacka i artystyczna dekadencja od Sankt Petersburga po ParyŜ, od
Tołstoja po Wagnera): aby wreszcie
pękła...
Nic, w naszej niezdrowej nowoczesności, nie jest tak
niezdrowe jak chrześcijańskie współcierpienie.
Tutaj
być lekarzem,
tutaj
być nieubłaganym,
tutaj
ciąć
noŜem — do
nas
naleŜy to zadanie, to jest
nasz
rodzaj miłości do człowieka, dzięki temu
my
jesteśmy
filozofami, my, Hiperborejczycy! — — —
8.
Trzeba koniecznie powiedzieć,
kogo
odczuwamy jako nasze przeciwieństwo — teologów i
wszystko, co ma w Ŝyłach krew teologów
— całą naszą filozofię... Fatum to trzeba zobaczyć z bliska,
co więcej, trzeba je przeŜyć w sobie, trzeba przez nie nieomal zginąć, aby nie pozwolić juŜ z siebie tu
Ŝartować (— wolny duch naszych panów przyrodników i fizjologów jest, w moich oczach, Ŝartem —
brak im pasji w tych sprawach,
cierpienia z
ich powodu) Owo zatrucie sięga o wiele dalej, niŜ się
[ WWW.FILOZOF.PL – Studencki Serwis Filozoficzny ]
4
sądzi: teologiczny instynkt pychy odnajdywałem wszędzie tam, gdzie człowiek czuje się dziś
„idealistą" — gdzie, na mocy wyŜszego pochodzenia, rości sobie prawo do spoglądania na
rzeczywistość wyniosłym i obcym okiem... Idealista, zupełnie tak samo jak kapłan, trzyma w swym
ręku (— i nie tylko w ręku!) wszystkie wielkie pojęcia, igra nimi z dobrotliwą pogardą wobec
„intelektu", „zmysłów", „czci", „dobrobytu", „nauki", rzeczy tego rodzaju widzi
poniŜej
siebie, niczym
jakieś szkodliwe i uwodzicielskie siły, ponad którymi] „duch" buja w swym czystym byciu dla siebie:
— tak jakby pokora, czystość płciowa, ubóstwo, jednym słowem
świętość,
nie wyrządziły dotychczas
Ŝyciu niewymownie większej szkody niŜ wszelkie okropności i występki... Czysty duch jest czystym
kłamstwem... Dopóki kapłan, który
z powołania
neguje, oczernia, zatruwa Ŝycie, będzie uchodzić za
wyŜszy
typ człowieka, dopóty nie będzie odpowiedzi na pytanie: co
jest
prawdą? Prawdę
postawiono
juŜ na głowie, skoro świadomy adwokat nicości i negacji uchodzi za reprezentanta „prawdy"... ,
9.
Wydaję wojnę temu instynktowi teologicznemu: wszędzie znajdowałem jego ślady. Kto ma w
Ŝyłach krew teologów, ten od początku do wszystkich rzeczy odnosi się nieuczciwie i opacznie. Patos,
który się z tego rozwija, zwie się
wiarą:
raz na zawsze zamknąć oczy na siebie, aby nie cierpieć od
widoku nieuleczalnego fałszu. Z tej błędnej
optyki wobec wszystkich rzeczy robi się moralność, cnotę,
świętość, a
czyste
sumienie sprzęga się z
fałszywym
widzeniem — Ŝąda się, by Ŝaden
inny
rodzaj
optyki nie miał juŜ wartości, skoro własną uświęciło się nazwami „Bóg" „odkupienie" „wieczność".
Wszędzie jeszcze dogrzebałem się instynktu teologicznego: jest on najbardziej rozpowszechnioną,
prawdziwie
podziemną
formą fałszu. Wszystko, co teolog odczuwa jako prawdziwe,
musi
być fałszem:
moŜna to uznać nieomal za kryterium prawdy. Jego najbardziej podstawowy instynkt
samozachowawczy nie pozwala, by rzeczywistość doszła w jakimkolwiek punkcie do czci czy choćby
tylko do głosu. Wszędzie, dokąd sięga wpływ teologów,
sąd wartościujący
jest postawiony na głowie,
a pojęcia „prawdziwy" i „fałszywy" są z konieczności odwrócone: co dla Ŝycia jest najszkodliwsze, to
nazywa się tu „prawdziwym", co zaś je podnosi, wzmaga, afirmuje, usprawiedliwia i czyni zwycię-
skim, to zwie się „fałszywym"... Jeśli się zdarzy, Ŝe za pośrednictwem „sumienia" ksiąŜąt
(czy
ludów)
teologowie wyciągają rękę po
władzę,
to nie mamy wątpliwości,
co,
w gruncie
rzeczy,
za kaŜdym
razem się tam dzieje: wola końca, wola
nihilistyczna
chce władzy...
10.
Niemcy zrozumieją mnie natychmiast, gdy powiem, Ŝe krew teologów zepsuła filozofię. Praojcem
niemieckiej filozofii jest pastor protestancki, a sam protestantyzm jej
peccatum originale.
Definicja
protestantyzmu: poraŜenie połowiczne chrześcijaństwa —
i
rozumu. Wystarczy tylko powiedzieć
„Instytut Tybingeński", by pojąć,
czym,
w gruncie rzeczy, jest niemiecka filozofia —
przebiegłą
teologią... Szwabi są w Niemczech najlepszymi kłamcami, kłamią niewinnie... Skąd radość, którą w
świecie niemieckich uczonych, składającym się w trzech czwartych z synów pastorów i nauczycieli,
wywołało wystąpienie
Kanta —
skąd niemieckie przekonanie, które i dziś jeszcze znajduje rezonans,
Ŝe z Kantem rozpoczyna się zwrot ku
lepszemu!
Instynkt teologiczny niemieckiego uczonego odgadł
moŜliwości, która teraz ponownie się zarysowały... Kręta ścieŜka, wiodąca
do dawnego ideału, znów
stała otworem, pojęcie „świat
prawdziwy",
pojęcie moralności jako
esencji
świata (— dwa
najzłośliwsze błędy, jakie tylko istnieją!) teraz znów były, dzięki szczwanie inteligentnemu
sceptycyzmowi, jeśli nie do dowiedzenia, to przynajmniej juŜ nie do
obalenia...
Rozum,
prawo
rozumu
nie sięga tak daleko... Z rzeczywistości uczyniono „pozór"; a całkowicie
skłamany
świat, świat bytu,
rzeczywistością... Sukces Kanta jest niczym więcej jak sukcesem teologa: Kant, tak jak Luter, jak
Leibnitz, był jeszcze jednym hamulcem, uŜytym przez niepewną siebie, niemiecką prawość — —
11.
[ WWW.FILOZOF.PL – Studencki Serwis Filozoficzny ]
5
Jeszcze słowo przeciw Kantowi jako
moraliście.
Cnota musi być
naszym
wynalazkiem, naszą
najbardziej osobistą
obroną konieczną i potrzebą konieczną: w kaŜdym innym znaczeniu jest ona
tylko zagroŜeniem. Co nie jest warunkiem naszego Ŝycia, to przynosi mu
szkodę:
cnota, która, jak chciał
tego Kant, ma swe źródło jedynie w poczuciu szacunku dla pojęcia „cnota", jest szkodliwa. „Cnota",
„obowiązek", „dobro samo w sobie", dobro bezosobiste i powszechnie waŜne — urojenia, w których
wyraŜa się schyłek, ostateczne osłabienie Ŝycia, królewiecka chińszczyzna. Najgłębsze prawa
samozachowania i wzrostu nakazują coś przeciwnego: by kaŜdy wynalazł sobie
swoją
cnotę,
swój
imperatyw kategoryczny. KaŜdy naród zginie, jeśli
swój
obowiązek pomyli z pojęciem obowiązku w
ogóle. Nic nie rujnuje tak głęboko, tak wewnętrznie jak wszelki „bezosobisty" obowiązek, wszelka
ofiara na ołtarzu molocha abstrakcji. — śe teŜ nie odczuto Kantowskiego imperatywu kategorycznego
jako
niebezpiecznego dla Ŝycial...
Wziął go w obronę sam instynkt teologiczny! — Działanie, do którego
zmusza instynkt Ŝycia, dowód
swej prawości
znajduje w przyjemności: ale ów nihilista o
chrześcijańsko-dogmatycznych trzewiach uwaŜał przyjemność za
zarzut... CóŜ
niszczy szybciej niŜ
praca, myślenie, odczuwanie, którym brak wewnętrznej konieczności, głęboko osobistego wyboru,
przyjemności?
niŜ automatyzm „obowiązku"? Coś takiego jest wręcz
przepisem
na dekadencję,
nawet na
idiotyzm... Kant stał się idiotą. — I pomyśleć, Ŝe był współczesnym
Goethego.
To pajęcze fatum
uchodziło — nadal uchodzi! — za
uosobienie niemieckiego
filozofa... Wystrzegam się, by nie
powiedzieć, co myślę o Niemcach... CzyŜ Kant nie widział w Wielkiej Rewolucji Francuskiej przejścia
od nieorganicznej do
organicznej
formy państwa? CzyŜ nie pytał, czy istnieją zdarzenia, których nie
moŜna wyjaśnić inaczej jak tylko predyspozycjami moralnymi ludzkości, tak iŜ raz na zawsze
dowodzą
one „dąŜenia ludzkości do dobra"? Odpowiedź Kanta: „tym jest rewolucja". Całkowicie
chybiony instynkt, sprzeczność z naturą jako instynkt, niemiecka dekadencja jako filozofia —
tym
jest Kant! —
12.
Pomijam paru sceptyków, przyzwoity typ w dziejach filozofii: wszelako cała reszta nie zna
najpierwszych wymogów intelektualnej prawości. Wszyscy oni, ci wielcy fantaści, te dziwolągi,
postępują jak paniusie — „piękne uczucia" mają juŜ za argument, „wzniesioną pierś" za miech bóstwa,
przekonanie za
kryterium
prawdy. Na koniec jeszcze Kant, z „niemiecką" niewinnością, próbował tę
formę zepsucia, ten brak sumienia intelektualnego unaukowić
z
pomocą pojęcia „rozumu
praktycznego": wynalazł specjalny rodzaj rozumu dla zagadnień, w przypadku których moŜna się nie
troszczyć o rozum, gdy mianowicie odzywa się moralność, gdy odzywa się wzniosły postulat
„powinieneś". Jeśli zwaŜyć, Ŝe u niemal wszystkich ludów filozof jest niczym więcej jak rozwinięciem
typu kapłańskiego, to nie zaskakuje juŜ owo kapłańskie dziedzictwo, owo zafałszowywanie
przed
samym sobą.
Kto ma święte zadania, na przykład poprawianie, ratowanie, odkupianie ludzi, kto nosi
Boga w sercu, kto jest głosem zaświatowych imperatywów, ten dzięki takiej misji stoi juŜ poza
wszystkimi czysto intelektualnymi ocenami — ten sam jest juŜ uświęcony przez takie zadania, ten
sam jest juŜ typem wyŜszego porządku!... CóŜ obchodzi kapłana
nauka.
Stoi on na to zbyt wysoko! —
A kapłan dotychczas
panowali
On
określał
pojęcia „prawdziwy" i „nieprawdziwy"!...
13.
Nie lekcewaŜmy tego:
my sami,
my, wolne duchy, jesteśmy juŜ „przewartościowaniem
wszystkich wartości",
wcielonym
wypowiedzeniem wojny i zwycięstwa, wojny z wszystkimi dawnymi
pojęciami „prawdziwy" i „nieprawdziwy". Najwartościowsze poglądy znajduje się najpóźniej; a
najwartościowsze poglądy są
metodami.
Przez tysiąclecia
wszystkie
metody,
wszystkie
przesłanki
naszej obecnej naukowości miały przeciw sobie najgłębszą pogardę, skutkiem której było się
wykluczonym z obcowania z ludźmi „zacnymi" — uchodziło się za „przeciwnika BoŜego", za
gardzącego prawdą, za „opętańca". Jako typ naukowy było się czandalą... Mieliśmy przeciw sobie cały
patos ludzkości — jej pojęcie o tym, czym
powinna
być prawda, czym
powinna
być słuŜba dla
prawdy: kaŜde „powinieneś" było do tej pory skierowane
przeciwko
nam... Nasze obiekty, nasze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]