[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARTA FOX
WIĘC NIE WIŃ MNIE ZA TO
Radio Karolina. 91 i 2 FM, tylko złote przeboje... - usłyszałam stały motyw radiowy, a
zaraz po nim piosenkę Maryli Rodowicz
Wsiąść do pociągu byle jakiego.
Zerknęłam
ukradkiem na zegar. Było wpół do szóstej. Jarek przezornie nastawił radiowy budzik. Nie
poruszyłam się. Nie miałam jeszcze ochoty wstawać, nie lubiłam tego robić od razu po
przebudzeniu. Jarek już siedział na łóżku i rozglądał się za swoim ubraniem. Nie patrząc w
moją stronę zamruczał, że czas wstawać. Odwróciłam się, dotknęłam jego nagich pleców.
- Zostań jeszcze chwilę, przytul mnie - poprosiłam.
- Był czas przytulania, a teraz jest czas wstawania, Barbaro - powiedział surowo.
- Nie lubię tak od razu się zrywać z łóżka, chciałabym jeszcze... - nie dokończyłam, bo
Jarek już zagłuszył mnie gadaniem, które znałam na pamięć.
- Ja też wielu rzeczy nie lubię, a jednak robię - trajkotał - czy ty sobie wyobrażasz, jak
wyglądałby świat, gdyby wszyscy robili tylko to, co lubią? No, pomyśl... ty na pewno
spóźniałabyś się wszędzie, bo budzik by dzwonił, a ty go pod poduszkę i jeszcze pięć minut w
łóżeczku i następne pięć, a potem wszystko na łapu - capu...
- Nastawiałabym ten budzik piętnaście minut wcześniej, aby nie wyskakiwać na
komendę, przecież się nie spóźniam - próbowałam wtrącić swoje, bez sensu oczywiście, bo
przecież Jarek i tak wiedział lepiej.
- Jeśli się nie spóźniasz, to dzięki mnie.
- No, jasne, wszystko dzięki tobie - burknęłam i podniosłam się zdecydowanie. Już
teraz i ja nie miałam najmniejszej ochoty ani na leżenie pod kołdrą, ani na przytulanie się. -
Wszystko musisz zepsuć, a ja chciałam, aby było miło.
- Było miło. Barbaro - powiedział spokojnie.
- Tylko miło?
- O, Boże - zniecierpliwił się - było bardzo miło i bardzo dobrze, a teraz wstajemy, bo
musimy się pakować, jutro skoro świt wyjeżdżamy, a wszystko jeszcze w szafach zamiast w
torbach. Potem znów zapomnisz połowę rzeczy i będziesz niepotrzebnie wydawać pieniądze
na kolejną szczoteczkę do zębów do twojej kolekcji, na pastę, na dezodorant i na diabli
wiedzą co jeszcze. Czy możesz mnie choć raz posłuchać i zrobić tak, aby wszystko było
akuratnie i na czas. bez pośpiechu, bez wariacji i biegania dookoła własnego tyłka?
Już był ubrany. Zapinał zegarek na ręce.
- Dobrze, dobrze, mogę cię posłuchać, zawsze cię słucham, spróbowałabym inaczej -
powiedziałam, siadając na brzegu łóżka.
- Ty mnie słuchasz? - zdziwił się. - To ja ciebie słucham, bo zawsze wychodzi na
twoje.
- Umiesz żartować tak. aby mnie wyprowadzić z równowagi - powiedziałam prawie
wściekła.
- Nie gadaj tyle, tylko się ubieraj.
- A co ja robię?
- Siedzisz na łóżku i kłócisz się ze mną, Barbaro.
- Po pierwsze: nie mów do mnie - Barbaro, a po drugie: nie wiem. gdzie są moje
majtki.
Uśmiechnął się.
- Ja też nie wiem, Basiu, ale podejrzewam, że są w majtkowni.
- W majtkowni są wszystkie inne moje majtki, a ja szukam tych. które miałam na
sobie, zanim...
Spojrzałam na Jarka czule.
On też tak popatrzył, bo wyraźnie złagodniał od momentu, kiedy zwrócił się do mnie
mniej oficjalnym imieniem, o co zawsze musiałam prosić.
- Zanim co, Basiu? - zapytał z uśmiechem.
- Zanim zaczęliśmy się kochać - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
Przytulił mnie. Wreszcie mnie przytulił.
- No, widzisz - zamruczałam - trzeba tak było zrobić od razu, zyskalibyśmy całe
dwadzieścia minut, ale ty oczywiście musiałeś się wygadać.
Ubrałam się. Odsłoniłam żaluzje. Otworzyłam balkonowe drzwi. Zrobiło się jasno i
słonecznie. Do mojego pokoju słońce zaglądało dopiero późnym popołudniem. Odpowiadało
mi to. bo wcześniej i tak prawie nigdy nie było mnie w domu, a po południu, gdy już bywa-
łam, udawało mi się czasami usiąść i poczytać gazetę lub książkę. Teraz też miałam na to
ochotę, ale nawet nie proponowałam Jarkowi herbaty na balkonie, bo podejrzewałam, czego
znów musiałabym wysłuchać. Herbatę wypiliśmy w kuchni. To miejsce jakoś mniej kojarzyło
się Jarkowi z lenistwem, choć przecież podobnie traciliśmy czas. Nie miałam ochoty się
pakować, już na samą myśl o wyciąganiu torby z pawlacza robiło mi się niedobrze. Nie
znosiłam w naszym domu pawlaczy, w których upychało się torby lub ubrania, raz zimowe,
raz letnie, w zależności od tego, jaka pora roku nadchodziła.
Jarek się uparł, by przyjąć zaproszenie mojej ciotki i wyjechać do Niemiec, do
Bergkamen, i tam spędzić część naszych długich wakacji - w pełni zasłużonych, bo oboje
dostaliśmy się na studia, więc dysponowaliśmy prawie trzema wolnymi miesiącami. Miałam
ochotę na coś zwyczajnego, na przykład na wędrówkę po górach z plecakami, co nieraz
robiliśmy, gdy jeszcze byliśmy licealistami. Teraz jednak miało być inaczej, zadecydował
Jarek, a ja mu uległam dla świętego spokoju, licząc po cichu na to. że czasu mamy dużo. więc
zdążymy pojechać także w góry lub nad morze.
Zawsze mu ulegałam, choć on twierdził, że jest inaczej. Teraz też się uparł, by
towarzyszyć mi przy pakowaniu bagaży. Wolałabym to zrobić sama, po swojemu, ale po
mojemu było oczywiście źle. powrzucane byle jak, bez pomysłu i bez zapamiętania, gdzie co
jest. Ciekawe, bo ja zawsze wiedziałam, gdzie co mam, i zawsze znajdowałam, Być może nie
udawało mi się tego zrobić z zamkniętymi oczami. jak Jarkowi, ale przecież ja nie jestem
Jarkiem, tylko Basią. Jarek powiedziałby: Barbarą. Wolał moje oficjalne imię. Brzmiało mu
poważniej i bardziej europejsko. Dla mnie tylko chłodno i oficjalnie.
Jarek swoją torbę spakował już wczoraj. Zrobił najpierw dokładny spis rzeczy, które
miał zamiar zabrać. Wszystko wypisał w punktach na kartce, potem poukładał na tapczanie, a
gdy był pewien, że niczego mu nie brakuje, wkładał do torby, racjonalnie wykorzystując w
niej każdy kącik. Ja byłam daleko w tyle z pakowaniem. Wszystko miałam już wyprane i
wyprasowane, ale w szafach. Nie przemyślałam jeszcze, które rzeczy zabiorę, aby się
przygotować na każdą pogodę i okazję. Podziwiałam tę jego akuratność w każdym calu, przy-
znawałam mu rację, gdy mówił, że to mu ułatwia życie na co dzień, ale tak po cichu się
buntowałam. Czułam, że nie na tym polega życie, by wszystko mieć w odpowiednich
szufladkach. I choć sama lubiłam porządek, to jednak nie zmywałam naczyń natychmiast po
skończonym obiedzie, nie ponaglałam go, aby wypił ostatni łyk herbaty jak najszybciej, bo
trzeba umyć już, zaraz filiżankę i postawić ją na swoim miejscu w kuchennej szafce.
Bywałam przekorna, przyznaję. Teraz też byłam. Widziałam, że Jarek czeka, abym
wreszcie dopiła tę herbatę, a ja obracałam filiżanką na wszystkie strony i odwlekałam ten
moment. Czekałam, kiedy nie wytrzyma i zwróci mi uwagę. Już kilka razy wykonywał taki
gest. jakby miał ochotę wstać od stołu i odstawić swoją filiżankę do zlewozmywaka, ale
poskramiał siebie i czekał na pozór spokojnie.
Ciekawe - pomyślałam - że u bliskich nam ludzi bardziej drażnią drobiazgi, małe
przyzwyczajenia, inne od naszych, niż na przykład inny stosunek do poważniejszych spraw.
- O czym myślisz? - zapytał nagle.
- O tym, jak się spotkaliśmy i jak to się zaczęło - skłamałam.
- Basiu - powiedział łagodnie, jakby przeczuwając, że nie powinien mnie rozdrażniać -
to naprawdę nie czas i nie pora na takie wspominki. Już po szóstej, a my jutro wyjeżdżamy,
nie czujesz tego?
- Jakoś nie czuję - powiedziałam, bo naprawdę nie czułam. - A na wspomnienia każdy
czas jest dobry - dodałam. - Dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać? Jesteśmy ze sobą już
cztery lata, pomyśl... cztery lata. Kiedyś było zupełnie inaczej i to mnie właśnie zastanawia.
- I nie potrafisz nad tym przejść do porządku dziennego? Cztery lata, zgoda i koniec.
Po co o tym rozmawiać, po co się zastanawiać, jak było kiedyś, jak jest teraz? Było. minęło.
Jesteśmy starsi, inni, dojrzalsi. Powinniśmy myśleć o tym, co jutro, a nie o wczoraj.
- Kiedy ja lubię myśleć o tym, co wczoraj, i o tym, co teraz, bo chciałabym rozumieć.
- Co tu jest do rozumienia, dziewczyno?
- Na przykład to. dlaczego wtedy usiadłeś w mojej ławce, a nie w innej?
- Usiadłem, bo siedziałaś sama. więc miejsce obok ciebie było wolne.
- No. dobrze, dobrze, ale była też wolna ławka z tyłu klasy. Mogłeś tam pójść.
Dlaczego nie wybrałeś tej pustej ławki?
- Twoja była bliżej.
- Tylko dlatego?
- Chyba tak, nie pamiętam.
- Nie pamiętasz? Jak to możliwe, abyś nie pamiętał? Ja pamiętam.
- Co pamiętasz?
- Pamiętam, jak wszedłeś do klasy, jak się przedstawiłeś i powiedziałeś, że dyrektorka
cię tutaj właśnie skierowała. To była lekcja biologii, pierwsza, organizacyjna. Facet z bioli
coś pomarudził. że już ma dziennik wypisany alfabetycznie i będzie cię musiał wpisać na
samym końcu, pod numerem trzydziestym szóstym.
- No i co tu jest do pamiętania? Wpisał mnie i kropka. Nie miał innego wyjścia, skoro
dyrektorka tak zadecydowała, a on się pośpieszył z wypisywaniem dziennika.
- Pamiętam, jak byłeś ubrany.
- Jak byłem ubrany?
- Miałeś szarą sztruksową marynarkę.
- Pamiętasz tę marynarkę? Już z niej wyrosłem.
- Była mięciutka. lubiłam się do niej przytulać. Pierwszy raz przytuliłam się właśnie
do tej marynarki.
- Do mnie, w tej marynarce - uściślił.
- Wiesz, gdzie to było? - zapytałam podejrzliwie.
- Wiem - powiedział Jarek zdecydowanie.
- Wiesz? Niemożliwe...
- Basiu, ależ ty jesteś...
- Jaka jestem? Powiedz, powiedz, jaka jestem, tylko nie próbuj wymyślać czegoś, co
by mi się spodobało. Powiedz tak, jak ci przyszło do głowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gama101.xlx.pl