[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frances Noyes Hart
Sprawa Bellamy'ego
Przełożył
Aleksander Bogdański
ISKRY • WARSZAWA 1977
Tytuł oryginału
THE BELLAMY TRIAL
Okładkę projektował
MIECZYSŁAW KOWALCZYK
Redaktor
HELENA BRON
Redaktor techniczny
PAWEŁ HOŁOZUBIEC
Korektor
JOLANTA ROSOSIŃSKA
Państwowe Wydawnictwo „Iskry”,
Warszawa 1977 r.
Wydanie III.
Nakład 100.000+275 egz.
Ark, wyd. 18,1. Ark, druk. 24,0.
Papier druk, mat, ki. VII 60 g, rola 93 cm.
Skład tekstu techniką Linotron 505 TC
Druk ukończono w lipcu 1977 r.
Dom Słowa Polskiego
Zam. Nr515/k/77
Cena zł 45.-
Rozdział 1
R
udowłosa dziewczyna westchnęła z ulgą, siadając w jednym z krzeseł
pierwszego rzędu. Szóste miejsce od przejścia - tak, zgadza się. Upewni-
ła ją o tym tabliczka z numerem, umieszczona na oparciu krzesła ze
złocistego dębu. Rząd A, miejsce 15, zarezerwowane dla filadelfijskiej
„Planety”. Oba sąsiednie miejsca były wolne. Jakże przyjemna jest świa-
domość, że w Redfield, choćby tylko na razie, można jeszcze znaleźć
cztery stopy nie zajętej przestrzeni. Dziewczyna wciąż nie mogła ochło-
nąć z osłupienia, w jakie wprawił ją straszliwy zgiełk panujący tam, na
zewnątrz sali, na korytarzach.
Drżącymi palcami poprawiła mały, przystrojony w czarne pióra kape-
lusik. Nie szybko potrafi zapomnieć ten rozszalały tłum. Warczał na nią -
tak, dosłownie warczał, kiedy z trudem torowała sobie wśród niego dro-
gę, uzbrojona w magicznie działający niebieski bilet, który otwierał za-
równo ten sezam, jak i miejsce przeznaczone dla prasy. Dziewczynie
3
raz jeszcze zabiło serce, gdy przypomniała sobie, jak oni się pchali, tło-
czyli, gnietli, a potem z przyjemnością rozejrzała się dokoła.
A więc tak wygląda sala sądowa! Z jakiegokolwiek miejsca się na nią
spojrzało, sala nie robiła wrażenia ani zbyt dużej, ani zbyt imponującej.
Od biedy mogła pomieścić trzysta osób, podczas gdy na korytarzach i na
ulicach tłoczyło się i chodziło tam i z powrotem skromnie licząc trzy
tysiące ludzi pełnych nadziei, że jakoś uda się powiększyć jej rozmiary.
Sala zbudowana była w kształcie wachlarza, stało w niej dziesięć rzędów
krzeseł ze złocistego dębu, które w tej chwili szczelnie wypełniali pełni
ponurego tryumfu ludzie. Trzy pierwsze rzędy starannie oznaczono bia-
łymi tabliczkami, zmieniając je w ten sposób w miejsca zarezerwowane
dla prasy.
Tak blisko, że rudowłosa dziewczyna mogła jej nieomal dotknąć rę-
ką, biegła niska balustrada, za którą znajdowała się mała, podobna do
sceny pusta przestrzeń - nie było na niej aktorów, natomiast stłoczono
tam wiele krzeseł i stołów. W głębi widniała mała platforemka, na której
stało kryte czarną skórą krzesło o wysokim oparciu, i jeszcze jedno,
jeszcze mniejsze podwyższenie, trochę niżej niż poprzednie; otaczała je
balustrada i stało tam też krzesło, ale już daleko mniej wygodne. Krzesło
sędziego, miejsce dla świadków - dziewczyna westchnęła z podniecenia,
którego nie była w stanie opanować, a równocześnie tuż obok siebie
usłyszała uprzejmy głos:
- Halo! Pozdrawiam cię, obcy przybyszu, lub witaj, przyjaciółko, bo
nie wiem, jak panią nazywać. Czy mogę się jakoś dostać do krzesła obok
pani nie wyrządzając wielkiej szkody ani jej samej, ani jej nóżkom?
Rudowłosa dziewczyna ze skruszoną miną podniosła się niezgrabnie
na nogi, same w sobie najzupełniej niewinne, zagradzające jednak
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]