[ Pobierz całość w formacie PDF ]

FredericK Forsyth

"Czysta Robota"

Przełożył

STEFAN WILKOSZ

 

Tytuł oryginału

NO COMEBACKS AND OTHER STORIES

Autor ilustracji

K. WARD

Opracowanie graficzne

Studio Graficzne "Fototype"

Redaktor

MARIA GRZYMSKA

LUCYNA LEWANDOWSKA

LEDIA KOWAL

Copyright (c) 1972, 1973, 1979, 1982 by Frederick Forsyth

For the Polish edition

Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

Published in cooperation with

Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.

ISBN 83-7082-244-4

Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

Warszawa 1993. Wydanie I

Skład: "Kolonel" w Łomiankach

Druk: Łódzka Drukarnia Dziełowa

 

CZYSTA ROBOTA

Mark Sanderson lubił kobiety. Lubił także krwiste befsztyki

z dobrze przyprawioną sałatą. Zarówno pierwsze, jak i drugie

konsumował z jednakowym apetytem. Kiedy brała go ochota,

telefonował do odpowiedniego dostawcy i zamawiał towar, który

przysyłano mu do wytwornego domku, zbudowanego na dachu dużej

kamienicy. Mógł sobie pozwolić na wszystko, był bowiem multi-

milionerem i to w funtach szterlingach, a więc w walucie, której

wartość, nawet w dzisiejszych niepewnych czasach, równa się niemal

dwóm dolarom.

Jak większość bogatych i możnych ludzi wiódł życie na trzech

różnych płaszczyznach. Pierwszą stanowiło jego życie zawodowe

i publiczne, był przecież jednym z potentatów londyńskiego City i to

powszechnie znanym i podziwianym. Drugą określano jako domenę

prywatną, która nie zawsze pokrywała się z plotkami, jakie na jego

temat krążyły. Trzecią wreszcie było ściśle prywatne życie, do którego

nikt nie miał dostępu.

Pisano o nim regularnie na łamach wszystkich dzienników, in-

teresowały się nim kolumny finansowe i kolumny plotkarskie najroz-

maitszych pism, nie mówiąc już o programach telewizyjnych. Mark

Sanderson rozpoczął swoją karierę w późnych latach pięćdziesiątych

w agencji handlu nieruchomościami w centrum Londynu. Miał

niewielkie wykształcenie, które uzupełniał niezwykły instynkt i praw-

dziwy nos do transakcji inwestycyjnych. W ciągu dwóch lat nauczył

się nie tylko wszystkich zasad kupieckiej gry, ale - co ważniejsze -

sposobów legalnego ich obchodzenia. W wieku dwudziestu trzech lat

załatwił w ciągu jednej doby swoją pierwszą samodzielną transakcję.

Było nią kupno posiadłości w dzielnicy St. John's Wood. Zarobił na

tym dziesięć tysięcy funtów, po czym założył firmę pod nazwą Hamilton

Holdings, która przez następne czternaście lat miała być jego główną

5

 

bazą wypadową. Nazwał ją tak na pamiątkę owej pierwszej transakcji,

albowiem nabyta przezeń wówczas kamienica znajdowała się na

Hamilton Terrace. Miał to być ostatni sentymentalny odruch w jego

życiu zawodowym.

Z początkiem lat sześćdziesiątych, gdy zarobił pierwszy milion,

przerzucił się z handlu nieruchomościami na budownictwo budynków

biurowych. W połowie dekady był wart bez mała dziesięć milionów

i rozszerzył granice swojej działalności. Jego mistrzowskie operacje

z dziedziny finansów, bankowości, przemysłu chemicznego, inwestycje

w miejscowościach letniskowych nad Morzem Śródziemnym były

równie intratne, jak owa pierwsza transakcja w St. John's Wood.

Opisywała je prasa, ludzie je podziwiali, a akcje dziesięciu przed-

siębiorstw zgrupowanych w Hamilton Holdings stale zwyżkowały na

giełdzie.

Na innych stronicach gazet można było znaleźć plotki z prywat-

nego życia Marka Sandersona. Pisano o jego wspaniałym apartamen-

cie przy Regent's Park, luksusowej posiadłości w stylu elżbietańskim

w hrabstwie Worcestershire, zamku w dolinie Loary, willi w Cap

d'Antibes, o jego jachcie, rolls-roysie, lamborghinim, a także o nie

kończącym się korowodzie młodych, kształtnych gwiazdek filmo-

wych, w których to towarzystwie nieustannie się fotografował.

Plotkarskie kąciki gazet pełne były fascynujących opisów wdzięków

dziewczyn wylegujących się w jego czterometrowym, okrągłym łożu.

Jeszcze przed dziesięciu laty zostałby zapewne zrujnowany, gdyby

jego nazwisko łączono ze sprawą rozwodową pewnej majętnej

gwiazdy filmowej lub procesem o ojcostwo wytoczonym mu przez

pretendentkę do tytułu miss świata. Ale na przełomie lat siedem-

dziesiątych skandale te stanowiły raczej świadectwo - tak obecnie

pożądane - jego krzepy. Toteż w kołach towarzyskich londyńskiego

West Endu budziły sensację i podziw. Mark Sanderson był więc

osobistością powszechnie znaną.

Jego tajemne życie było czymś zgoła innym. Można by je określić

po prostu jednym słowem: nuda. Cała ta intensywna aktywność

nudziła go śmiertelnie. Ukute niegdyś przez niego powiedzonko

"czegokolwiek Mark zapragnie - Mark dostanie" przemieniło się

w kiepski żart. W wieku trzydziestu siedmiu lat wyglądał nieźle,

pozował na Marlona Brando, był w świetnej formie fizycznej i bardzo

samotny. Zdawał sobie sprawę, że potrzebuje nie setek dziewczyn, ale

jednej jedynej, która dałaby mu dzieci i potrafiła stworzyć domowe

ognisko. Rozumiał, że ma małe szansę znalezienia takiej kobiety,

ponieważ wiedział dość dokładnie, jaka powinna być, i żadnej takiej

6

 

nigdy w życiu nie spotkał. Jak większość bogatych playboyów, mógł

ulec urokom jedynie takiej kobiety, której nie imponowałyby ani jego

pieniądze, ani pozycja społeczna, ani reputacja. W odróżnieniu od

większości bogatych playboyów, Mark Sanderson zachował wystar-

czającą trzeźwość umysłu, by móc patrzeć na samego siebie obiektyw-

nie. Ale tylko po kryjomu. Publiczne przyznanie się do czegoś takiego

równałoby się ośmieszeniu.

Był już całkiem pewny, że nigdy owej wymarzonej istoty nie

spotka, kiedy tak się właśnie stało. Było to wiosną, na jakimś balu

dobroczynnym, takim na którym wszyscy goście nudzą się śmiertelnie,

a dochód ze sprzedaży biletów starcza akurat na bańkę mleka dla

dzieci w Bangladeszu. Kobieta stała po drugiej stronie salonu, słuchając

monologu jakiegoś niskiego grubasa kurzącego długie cygaro. Słuchała

go z dyskretnym półuśmiechem, z którego nie można było wnioskować,

czy bawi ją anegdotka grubasa, czy też jego błazeńskie wysiłki

zajrzenia w głąb jej dekoltu.

Sanderson przedarł się przez tłum i korzystając z pobieżnej

znajomości grubego producenta filmowego, pozwolił się przedstawić

dziewczynie, która nazywała się Angela Summers. Dłoń o wypielęg-

nowanych paznokciach, którą mu podała, była wąska i chłodna. Na

serdecznym palcu lewej ręki, w której trzymała szklankę ginu z toni-

kiem, a raczej z samym tonikiem, widniała złota obrączka. Sandersona

bynajmniej to nie zrażało. Kobiety zamężne uważał za równie łatwe

do zdobycia jak panny. Pozbył się filmowca i zaprowadził ją w kąt

pokoju, żeby móc spokojnie porozmawiać. Bliskość kobiety podnieciła

go, co było rzeczą normalną, ale wrażenie, jakie na nim zrobiła, raczej

było niezwykłe.

Pani Summers, wysoka i smukła, była piękna i promieniowała

spokojem. Mimo obowiązującej w latach siedemdziesiątych szczupłości

sylwetki miała wydatne piersi, wąską talię i solidne biodra. Błyszczące

kasztanowate włosy ściągała klamra, a ich połysk zdawał się świadczyć

o zdrowiu właścicielki. Miała na sobie prostą białą suknię, która

podkreślała jej złocistą opaleniznę. Nie nosiła żadnej biżuterii. Oczy

lekko podkreśliła ołówkiem, poza tym twarz bez makijażu, co

wyróżniało ją wśród obecnych w salonie wytwornych pań. Sanderson

określił jej wiek na trzydzieści lat. Jak się później dowiedział, miała

trzydzieści dwa.

Sanderson obrał sobie jej opaleniznę za temat rozmowy. Czy

nabyła jej w czasie wiosennych wakacji w górach, czy może na statku,

w drodze na Wyspy Karaibskie? Zakładał, że Summersowie są

wystarczająco zamożni, żeby prowadzić taki sam tryb życia, jaki

7

 

prowadziła większość obecnych na balu gości. Okazało się, ż...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gama101.xlx.pl