[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frank HerbertW�adcy niebiosTytu� orygina�u THE HEAYEN MAKERSAutor ilustracji STEYE CRISPOpracowanie graficzne Studio Graficzne "Fototype"Redaktor EL�BIETA MODZELEWSKARedaktor techniczny ANNA WARDZA�ACopyright (c) 1968, 1977 by Frank HerbertFor the Polish edition Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.oISBN 83-7082-234-7Wydawnictwo Amber Sp. Z o.o.Warszawa 1993. Wydanie lSk�ad: "Fototype" w Milan�wkuDruk: Prasowe Zak�ady Graficzne w BydgoszczyZeskanowa� na potrzeby w�asne i bliskich znajomychbaskiw@poczta.onet.plRozdzia� pierwszyPe�en najrozmaitszych przeczu�, potwornie spi�ty badacz Kelexel dotar� na dnomorza, do kreocentrum. Min�� barier�, przypominaj�c� w tym md�ym m�tnozielonym �wietle ogromn� stonog�, i skierowa� zn�w pojazd na d�ug�, szar� platform� do l�dowania.Wsz�dzie wok� wrza� o�ywiony ruch. Po�yskuj�ce ��te p�aty i kule �odzi roboczych przybywa�y i odp�ywa�y bez przerwy. Tam, nad oceanem, wsta� ju� dzie�, a tutaj, w centrali dowodzenia dyrektor Fraffm tworzy� histori�.By� tutaj - pomy�la� Kelexel. - By� w �wiecie Fraffma...Wydawa�o mu si�, �e dysponuje swego rodzaju intymn� wiedza o tym �wiecie, wszak sp�dzi� tyle godzin przed pantovivorem, wpatruj�c si� w historyjki Fraffma. Dla niego te odwiedziny by�y tylko jednym z etap�w przygotowawczych studium, nad kt�rym pracowa�, niczym wi�cej. Lecz. ilu� Chem�w ch�tnie stan�oby na jego miejscu, krzycz�c wniebog�osy z rado�ci.Ten poranek na powierzchni morza: rozdarte niebo, �awice chmur na szarob��kitnym, lekko poz�acanym niebosk�onie, i inne poranki, na zawsze utrwalone przez fotograf�w z grup roboczych. I ci tubylcy!W uszach brzmia� mu jeszcze pomruk kap�anki, sk�aniaj�cej si� przed Chemem, pozuj�cym na b�stwo. Jak delikatne i powabne by�y te kobiety, jak powabne w poca�unkach!Lecz owe czary istnia�y w tej chwili jedynie na ta�mach filmowych, skrz�tnie pouk�adanych na p�kach archiwum Fraffina. Stworzenia owego �wiata ju� dawno wkroczy�y na inn�, cho� nie mniej podniecaj�c� ni� poprzednia, drog� rozwoju.Wspominaj�c historyjki Fraffina u�wiadomi� sobie swe obecne rozdarcie.Nie stan� si� s�aby - postanowi�.Mimo ca�ego panuj�cego na l�dowisku ba�aganu, nadz�r od razu zauwa�y� nowo przyby�ego. Natychmiast tu� przy �odzi opu�ci� si� robot. Kelexel sk�oni� si� przed jego jednym okiem i oznajmi�:- Jestem tu w odwiedziny. Nazywam si� Kelexel.Nie musia� dodawa�, �e jest bogaty - jego ubranie oraz wygl�d pojazdu, kt�rym przyby�, wystarcza�y za ca�y komentarz. Szablowate, wygi�te kszta�ty zielonej �odzi zawsze wzbudza�y najwy�szy podziw i respekt dla godno�ci jej w�a�ciciela. Jednocze�nie ten, kto go obserwowa�, nie m�g� pomin�� milczeniem br�zowookiego m�odzie�ca o szerokiej twarzy i srebrzystej cerze.Pojazd, kt�ry odstawi� na pas postojowy do inspekcji ekipy konserwator�w, by� statkiem kurierskim, mog�cym dotrze� do ka�dego miejsca we wszech�wiecie Chem�w. Na tego rodzaju maszyny sta� by�o jedynie najzamo�niejszych przedsi�biorc�w oraz bezpo�rednich s�u��cych Prymasa. Nawet Fraffin nie posiada� czego� podobnego.Kelexel, turysta. Pod t� os�on� czu� si� najbezpieczniej. Urz�d do Zwalczania Przest�pczo�ci z wielk� przezorno�ci� przygotowa� jego wypraw�.- Witamy, turysto Kelexel! - zawo�a� kontroler. Robot wzmocni� jego g�os, by zdo�a� przekrzycze� panuj�c�wok� wrzaw�. - Zajmij ramp� po prawej stronie. Nasz delegat ju� czeka, by ci� powita�. Oby tw�j pobyt tutaj z�agodzi� nieco nud�.- Przyjmij m� wdzi�czno�� - rzek� przybysz.Rytua�... wszystko to tylko rytua�... - pomy�la�. - Nawet tutaj. W�o�y� swe krzywe nogi w klamry i rampa transportowa zanios�a go na platform�. Min�li czerwony luk, p�niej pomkn�li niebieskim tunelem, kieruj�c si� ku pomieszczeniu, gdzie na w��czonych �wiat�ach sygnalizacyjnych i ze zwisaj�cymi kablami oczekiwa�o �o�e delegata.Kelexel zmierzy� wzrokiem automatyczne czujniki; wiedzia�, �e s� bezpo�rednio po��czone z rejestrem osobowym Centrali. Jego kamufla� zostanie poddany pierwszej ogniowej pr�bie.Nie obawia� si� o w�asn� ca�o��. Pod sk�r� mia� pancerz, kt�ry wszystkich Chem�w chroni� przed zewn�trznymi niebezpiecze�stwami. Poza tym by�o ma�o prawdopodobne, aby kto� pr�bowa� stosowa� wobec niego prymitywne �rodki przymusu bezpo�redniego.Musia� si� jednak liczy� z usi�owaniami storpedowania jego misji za pomoc� bardziej subtelnych metod. Przed nim by�o tu ju� czterech badaczy. Wr�cili z meldunkiem "�adnych przest�pstw". A przecie� wszystko wskazywa�o na to, i� w prywatnym kr�lestwie Fraffina co� nie gra.Wysoce niepokoj�cy by� fakt, �e wszyscy czterej po powrocie zwolnili si� ze s�u�by, aby na zewn�trz, na obszarze granicznym za�o�y� w�asne kreocentrum.Jestem got�w, delegacie - pomy�la�.Wiedzia�, �e podejrzenia Prymasa nie by�y bezpodstawne. Jego wy trenowane zmys�y i umys� zanotowa�y znacznie wi�cej, ni� wymaga�o postawienie go w stan pe�nej czujno�ci. Oczekiwa� tu objaw�w dekadencji; kreocentra jako posterunki zewn�trzne, z regu�y mia�y takie tendencje. Jednak nie tylko to budzi�o jego ostro�no��. Dysponowa� tak�e innymi symptomami, i to w nadmiarze. Niekt�rzycz�onkowie za��g zachowywali si� z du�� rozwag�, przybieraj�c wyraz twarzy, kt�ry dla oka do�wiadczonego policjanta zawsze stanowi� sygna� ostrzegawczy. W dodatku nawet marni r�kodzielnicy ubierali si� z niedba�� elegancj�, czego nigdzie jeszcze nie widzia�. Wydawa�o si� jak gdyby panowa�o tu co� w rodzaju sekretnego porozumienia, kt�rego powody jeszcze nie by�y mu znane.Zagl�da� tu do licznych pojazd�w. Wsz�dzie widzia� urz�dzenia do kamufla�u wypucowane do zwierciadlanego po�ysku przez liczn� obs�ug�. Stworzenia z tego �wiata dawno wysz�y ju� poza owo stadium rozwoju, kiedy to Chem m�g� im si� pokazywa�, nie zastanawiaj�c si� nad konsekwencjami tego czynu. Kierowa�a nimi jednak ch�� zaspokojenia przyjemno�ci, ch�� z�agodzenia wszechpot�nej nudy, a przecie� kierowanie i manipulowanie inteligentnymi istotami by�o czym� w tym rodzaju. Z drugiej strony owa pobudzona �wiadomo�� mog�a pewnego dnia usamodzielni� si� i obr�ci� przeciwko Chemom.Bez wzgl�du na to, jak wielka by�a chwa�a Fraffma, jedno by�o pewne - w kt�rym� momencie wszed� na fa�szyw� �cie�k�. Przynajmniej to pozostawa�o oczywiste. Prostoduszna g�upota jego post�powania napawa�a Kele-xela gorycz�, kt�r� zupe�nie realnie czu� w ustach. �aden przest�pca nie m�g� uj�� �ledztwa Prymasa; w ka�dym razie nie m�g� by� pewny swej bezkarno�ci po wsze czasy.Tutaj jednak trzeba zachowa� rozwag�. By�o to bowiem kreocentrum Fraffma, a on by� tym, kt�ry wprowadzi� nieco odmiany w monotonne �ycie nie�miertelnych, lecz �miertelnie znudzonych Chem�w. Jego niezliczone historyjki zaprowadzi�y ich w ca�kiem nowe, fascynuj�ce �wiaty.Czu� teraz, jak owe opowie�ci powracaj� w postaci wspomnie�. Niewiarygodne, jak te stwory Fraffma potrafi�y zniewoli� wyobra�ni�. Po cz�ci mo�na to wyt�umaczy� ich podobie�stwem do Chem�w - pomy�la� Kelexel. Tak, zmusza�y, by identyfikowa� si� z ich snami i uczuciami.Pami�� wype�ni�a jego umys� d�wi�kami dzwon�w, �wistem napi�tych ci�ciw, krzykiem, jazgotem, bitewn� wrzaw�, unosz�c� si� ze skrwawionych p�l. Przypomnia� sobie pi�kn� niewolnic� z jej ma�ym dzieckiem, za czas�w Kambyzesa wyp�dzon� do Babilonu."Ofiara �uku" - tak brzmia� tytu� tej historyjki, przypomnia� sobie Kelexel. Uwa�a�, �e jest to jedno z najwi�kszych osi�gni�� sztuki Fraffma. Cho� rzecz dotyczy�a losu zwyk�ej kobiety, kreator uczyni� z tego co�, czego nie spos�b zapomnie�. Zosta�a ofiarowana Nin-Girsu, bogowi handlu i b�stwu opieku�czemu wszystkich, kt�rzy szukaj� sprawiedliwo�ci. W rzeczywisto�ci odezwa� si� tu g�os jednego z manipulator�w Chem�w, pozostaj�cego na s�u�bie u Fraffma.By�y tu imiona, postacie i wydarzenia, o kt�rych Chemowie nigdy by si� nie dowiedzieli, gdyby zabrak�o Fraffma. Ten �wiat, jego kr�lestwo, by� nieustannie bij�cym �r�d�em historyjek. W uniwersum Chem�w Fraffm sta� si� s�aw� pierwszej wielko�ci, w dos�ownym tego s�owa znaczeniu. Zrzucenie z piedesta�u takiej osobisto�ci nie by�o proste, wiedziano te�, �e nie b�dzie to popularne posuni�cie, lecz Kelexel wiedzia�, �e nie da si� tego unikn��.Musz� ci� zniszczy� - my�la�, gdy pod��cza� si� do mechanizmu delegata witaj�cego. Bez specjalnego podniecenia spojrza� na urz�dzenia, kt�re mia�y go sprawdzi� i przejrze�. By�a to w ko�cu zupe�nie normalna procedura, cz�� sk�adowa wielkiego systemu bezpiecze�stwa, kt�rego u�yteczno�ci nie negowa� �aden nie�miertelny Chem. Dla zwyk�ego Chema nie stanowi�o to �adnego zagro�enia; mogli si� tego obawia� jedynie zjednoczeni wsp�bracia oraz ci spo�r�d nich, kt�rzy stowarzyszyli si� pod sztandarami jakich� b��dnych idei.Fa�szywe za�o�enia, fanatyczne plany, pr�by nielegalnego wzbogacenia si�, chwyty poni�ej pasa - to wszystko ci�gle by�o mo�liwe. Z kolei Fraffm chcia� mie� ca�kowit�pewno��, i� zwiedzaj�cy nie jest szpiegiem kt�rego� z konkurent�w, bowiem mog�oby to narazi� go na niema�e straty.Jak niewiele w gruncie rzeczy wiesz o tym wszystkim - my�la� Kelexel, poddaj�c si� badaniu. - Wystarczy mi tylko pami�� i zmys�y, by ci� zgubi�.P�niej zacz�� si� zastanawia�, na co przede wszystkim nale�a�oby zwr�ci� szczeg�ln� uwag�, by wykry� �lady zbrodniczej aktywno�ci Fraffina. Czy jego gospodarz hoduje sw� trzod� tak�e w egzemplarzach zminiaturyzowanych, aby sprzedawa� potem to wszystko pod szyldem zwierz�t domowych? Czy jego ludzie spoufalali si� z tymi, kt�rzy byli obiektami ich interes�w? A mo�e tym stworzeniom przekazywano potajemnie jakie� informacje? W ko�cu ci�gle posiadaj� rakiety i satelity. Czy to mo�liwe, aby przej�li jak�� nie zameldowan�, gro�n� inteligencj�, wyposa�on� w niema�y zapas czynnik�w odporno�ciowych, zdoln� si�gn�� w g��b Uniwersum i zmierzy� si� z Chemami?Co� w tym musi by� - pomy�la�. Wsz�dzie napotyka� mn�stwo oznak, �wiadcz�cych o tajonej �wiadomo�ci winy oraz o konspiracji. Kto mia� oczy, nie musia� d�ugo wypatrywa�, by m�c to zobaczy�. Tylko czemu Fraffm wa�y� si� na to g�upie pos...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]