[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Od autora
Wszystkie przedstawione postaci są wytworem mojej wyobraźni i nie
mają związku z jakąkolwiek żyjącą osobą.
Pozwoliłem sobie także na swobodą w zakresie geografii. Dotyczy to
zarówno Dorset, gdzie stworzyłem górą Lyman's Tout, jak i
Szwajcara, której dodałem górą Kellerhorn oraz dwa nie istniejące
regiony — Col du Lemac i Col de Roc.
Prolog
To się może źle skończyć — stwierdził Philip Cardon czując, że opony
terenowego landrovera ślizgają się po błocie.
— Jeżeli się boisz, oddaj mi kierownicę. Lubię prowadzić —
zaproponowała Ewa.
Było w jej głosie coś prowokującego, co drażniło Philipa. Zgasił silnik i
Ewa zapaliła
następnego papierosa. Była noc, znajdowali się wysoko na wzgórzach
Purbeck, dochodzących niemal do spadających pionowo w morze
klifów. Dorset w lutym jest piekielne. Od kilku dni lało bez przerwy i
pola na nizinach, które pozostawili za sobą dawno temu,
pozamieniały się w jeziora, wręcz bagna. Wspinali się głębokimi
koleinami, wybitymi w prowadzącej górską granią drodze. Było tak
przenikliwie zimno, że Ewa zapięła pod szyję ciepły płaszcz z
wielbłądziej wełny. Wjechali w osłonięte od wiatru miejsce i nastała
pełna grozy cisza. Philip miał wrażenie, że to jest ostrzeżenie. Niebo
było bezchmurne i księżyc zalewał rozległe wzgórza dziwnym,
migotliwym światłem, sprawiającym wrażenie, jakby jarzyły się od
wewnątrz. Kilka metrów od drogi zbocze spadało ostro w dół. Po
drugiej stronie doliny było równie strome zbocze. Z miejsca, w
którym się zatrzymali, po raz pierwszy w trakcie wycieczki zobaczyli
morze i rozciągające się na zachód ponure wybrzeże. Wśród
wzburzonych fal tkwiły poszczerbione skały. Aż po horyzont
przetaczały się zwieńczone pianą, wielkie jak góry grzywacze.
— To musi być Sterndale Manor — stwierdził Philip.
Na wąskim dnie doliny stał dom w stylu elżbietańskim, z wysokimi
kominami. Philip zauważył, że zapalają się w nim światła, wyjął więc z
kieszeni wiatrówki lunetę, skierował ją na budynek i nastawił ostrość.
— Generał Sterndale i jego syn musieli wrócić z hotelu. Zamykają
okiennice. — W domu zapalały się światła, potem — wraz z
zamykaniem okiennic — znikały. — Jakby powoli znikało w nim życie
— mruknął pod nosem Philip.
To chore co mówisz — zbeształa go Ewa zeskakując z samochodu na
ziemię. Nieoczekiwanie poślizgnęła się i gdyby nie przytrzymała się
drzwiczek, upadłaby w błoto.
Uważaj, tu jest bagno. —Philip w skupieniu obserwował posiadłość.
Dręczyło go przeczucie, że zaraz nastąpi jakaś tragedia, mimo iż
próbował sobie wytłumaczyć, że to z pewnością jedynie działa mu na
nerwy dziwaczna atmosfera tego miejsca. — Zamykają się na noc.
Słyszałeś przecież, jak mówił w barze, że mieszkając na pustkowiu
musi w nocy zmieniać dom w fortecę — przypomniała Ewa. — Brr...
Mieszkać w tak wielkim domu tylko we dwóch ze służącym. Marchat.
Śmieszne nazwisko. Ciekawe jakiej jest narodowości. — Uśmiechnęła
się i Philip przypomniał sobie, że właśnie ten uśmiech zwrócił jego
uwagę, kiedy spotkali się po raz pierwszy. — Przesuń się, ja
poprowadzę.
Wracaj na miejsce. Ja jadę i nie ma o czym dyskutować.
Jak chcesz, tylko nie spadnij do wąwozu.
Była wyraźnie obrażona, że nie udało jej się postawić na swoim.
Czy ta góra, na którą wjeżdżamy, nazywa się Lyman's Tout? Co
oznacza Tout?
Przylądek. Punkt widokowy. To w miejscowym dialekcie. Po lewej
mamy Houns Tout. Nie pytaj, co znaczy „Houns".
Philip uruchomił silnik i ruszyli pod górę. Po lewej rozciągała się
rozległa przestrzeń, porośnięta rzadką trawą i otoczona kamiennym
murem. Philip spróbował jechać po trawie, okazało się jednak, że jest
zbyt nasiąknięta wodą. Wciąż nie mógł się pozbyć złych przeczuć i raz
po raz spoglądał na Sterndale Manor. Wjeżdżali coraz wyżej.
— Ten facet w hotelu ostrzegał, że kiedy wyjedziemy zza grani,
gwałtownie uderzy w nas wiatr prosto od morza. Uszczelnij luki.
Ledwie to powiedział, dotarli do szczytu. Wiatr trafił w samochód z
impetem, jakby tuż obok zatrzaśnięto wielkie drzwi. Ewa nasunęła na
głowę kaptur i zaciągnęła trocz-ki. Wjechali na porośniętą rzadką
trawą poziomą łąkę i Philip zwolnił. Kamienny mur po lewej skręcał
ku wschodowi, co sprawiało wrażenie, jakby się zwijał pod naporem
wichru. Morze dudniło niczym orkiestra złożona tysiąca bębnów.
Philip zatrzymał samochód, wyłączył silnik i pochylił się ku Ewie,
żeby mogła go usłyszeć.
Pójdę kawałek pieszo. Jesteśmy chyba bardzo blisko krawędzi.
Dla mnie wystarczająco blisko.
Ciekawe, do kogo to należy?
Kilkaset metrów w lewo, w bezpiecznej odległości od morza, widać
było ponury piętrowy dom z granitu. Wyglądał na opuszczony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]