[ Pobierz całość w formacie PDF ]
FRITZ ERPENBECK
Sprawa Fatimy
Przełożyła
JANINA SZYMAŃSKA
Czytelnik • Warszawa 1973
Tytuł oryginału niemieckiego DER FALL FATIMA
Okładkę projektował
PRZEMYSŁAW BYTOŃSKI
,,Czytelnik", Warszawa
1973.
Wydanie l.
Nakład SO 290.
Ark,
wyd.
9,4',
ark,
druk.
14,5.
Papier druk, sat. 75 cm, kl. VII, 60 g z Głuchołazów.
Oddano do składania 26 VII 72
Podpisano do druku 22 II 73 r.
Druk ukończono w marcu 1973 r.
Zakłady Graf. , Dom Słowa Polskiego" w W-wie,
Zam, wyd. 87, druk. 7570. A-109.
Cena zl 17.—
Printed in Poland
Funkcjonariusze policji kryminalnej po raz nie wiadomo
który oglądali ten sam fragment filmu. Bolały ich już oczy.
Czy wszyscy ulegli złudzeniu? Czy to była zaginiona, której
szukano od tygodni, czy też znana artystka miahi sobowtóra?
Kapitan Briickner i jego współpracownicy mieli wrażenie, że
ktoś ich chce wystrychnąć na dudków. Czy możliwe, by opera-
torzy Dziennika Telewizyjnego sfilmo wali na jakiejś wystawie
artystkę występującą pod pseu donimem Fatima, podczas gdy
jej ciało znaleziono w kana le, w którym zgodnie z, orzecze-
niem lekarzy sądowych mu siało spoczywać już od bardzo
dawna. Samochód arth'Stki wydobyto z jeziora, jej torebkę
znaleziono w lesie. Prze słuchiwany w Helsinkach dyrektor
fińskiego wariete oświadczył, że Monika alias Fatima zerwała
kontrakt przed upływem, terminu. Kapitan Briickner i jego
wypróbowany zespół znów stanęli przed prawie nierozwiązal-
nym zadaniem.
Relacja Petera Brucknera
1
To było we wtorek, dwudziestego drugiego października.
Leśniczy Jochen Joobs rozgniewał się. Klął. W samym środku je-
go rewiru, na skraju odcinka nr 27, ktoś usypał podłużny kopiec.
Jego wyżeł, Tocki, zwietrzył coś podczas obchodu i zaciągnął go
między buki, gdzie przykryta zeszłorocznym listowiem, wyrwanymi
liśćmi paproci i mchem sterta ziemi świadczyła o tym, że niedawno
coś tutaj zagrzebano. Paprocie były jeszcze zupełnie świeże, kopiec
mógł mieć najwyżej jakieś dwa, trzy dni.
Czyżby ktoś zakopał tutaj ubitą zwierzynę? Ale kto? Kłusownik?
Byłby to fakt w jego rewirze od dawna nie notowany i prawie nie-
możliwy.
Jochen Joobs sprowadził jednego z robotników, układających w
pobliżu drzewo w sągi, i kazał mu rozkopać usypisko. Spodziewali
się dzika lub sarny, znaleźli psa. Był to niemiecki dog arlekin.
Skąd się tutaj wziął?
Obaj łamali sobie nad tym głowę. Przecież nikt nie wynosiłby do
lasu psa, który zdechł w domu, by go tutaj ledwie przysypać ziemią,
raczej pochowano by go jak na leży na własnym terenie lub przy-
najmniej w jego pobliżu. Do Hallgart, najbliższej wioski, było około
dwóch i pół kilometra. A tam, ani w Pegeerze, ani we wsi, nikt nie
miał takiego psa, leśniczy Joobs i robotnik Kuchelmann byli tego
absolutnie pewni. Również żaden z nich nie pamiętał, by tak zwraca-
jący uwagę rasowy pies był w którejkolwiek z dalej położonych wio-
sek czy też samotnych gospodarstw. Pies nie miał obroży. Leśniczy
Joobs pomyślał, że psa zabito tutaj, w lesie, i na miejscu pospiesznie
przysypano ziemią. Ale właśnie to było zadziwiające; na głowie i
całkowicie teraz odkopanym tułowiu psa nie było najmniej szych
śladów gwałtu, obrażeń od razów lub ran postrzałowych. Zresztą kto
odważyłby się strzelać w lesie. Strzały z całą pewnością by usłysza-
no i zameldowano o nich leśniczemu albo któremuś z jego współpra-
cowników.
Jeszcze przez chwilę obaj mężczyźni próbowali rozwiązać tę za-
gadkę. Już od dwóch lat w okolicy nie zanotowano wścieklizny.
Zresztą, krótka sierść zwierzęcia, mimo przy czepionych tu i ówdzie
grudek ziemi, miała zdrowy połysk, tułów i wszystkie kończyny były
jędrne i silne. Z chorym lub starym psem, który może niespodzianie
zdechnąć, żaden rozsądny człowiek Nie wybiera się na kilometrowy
spacer po lesie; jeżeli już psa trzeba uśmiercić, powierza się to prze-
ważnie weterynarzom, do których należy troska o zadanie szybkiej i
bezbolesnej śmierci.
— Niech pan wykopie jakiś przyzwoity dół, Kuchelmann i ze-
pchnie to łopatą do środka — zarządził leśniczy
Joobs.
— Proszę
uważać, żeby nie dotknąć ścierwa. Nie mam w końcu pewności, czy
znów nie zawleczono nam
skądś
wścieklizny.
Potem ruszył na obchód i całe wydarzenie uległo zapomnieniu na
długo.
A ja Nie miałem najmniejszego pojęcia, że w lesie koło
Hallgart spoczywa klucz do wyjaśnienia jednego z najprostszych,
a jednocześnie najbardziej wyrafinowanych morderstw, nad jakimi w
ciągu ostatnich lat wypadło rai pracować wspólnie z kolegami Bec-
kerem i Lorenzem.
Równo pięćdziesiąt kilometrów od Hallgart, w mieście powiato-
wym Barkelow, w poniedziałek, czwartego listo pada wpłynął mel-
dunek o zaginięciu. Państwo Bronto, para cyrkowców, którzy w ak-
tach stanu cywilnego figurowali pod nazwiskiem Tenmooger, zgłosi-
li, że siostra pani Bronto, trzydziestoletnia Monika Schafeller, po
wizycie u nich w Barkelow Nie wróciła do swojego berlińskiego
mieszkania. Siostra i szwagier martwili się, że w drodze do domu
Monika miała jakiś wypadek Albo zdarzyło się coś jeszcze gorszego,
inaczej Nie potrafili wytłumaczyć sobie faktu, że Nie dojechała do
Berlina.
Miejscowy posterunek natychmiast rozpoczął dochodzenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gama101.xlx.pl