[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alan Dean Foster
Kryształowe Łzy
Przełożyli:
Piotr Staniemski i Grażyna Grygiel
Tygrysicy o głosie małej dziewczynki
i
welwetowych pazurach,
Mojej agentce, Virginii Kidd, z podziękowaniami
z
a dziesięć lat zachęcającego
mruczenia
i
konstruktywnych drapnięć.
ROZDZIAŁ 1
Niełatwo być larwą. Z początku nie ma nic. Bardzo powoli, stopniowo nicość
koaguluje w niejasną, niepewną świadomość. Świat zewnętrzny nie zaskakuje – pojawia
się jako szara nieuniknioność. Larwa nie porusza się, nie potrafi mówić. Ale może
myśleć.
Jego pierwsze wspomnienia dotyczyły oczywiście Żłobka: rurowate, chłodne,
ciemnawe, dość hałaśliwe, wypełnione celową krzątaniną pomieszczenie. Pod łagodnym
łukiem sufitu dorośli rozmawiali z jego bliźnimi – innymi larwami. Wraz
z uświadomieniem sobie otoczenia nadeszło poczucie własnej osobowości i własnego
organizmu: bryłowatej, półtorametrowej cylindrycznej masy białego, plamistego ciała.
Swymi prostymi, niedoskonałymi oczami larwy łapczywie chłonął ograniczony
świat. Dorośli, sprzęt, ściany, sufit, podłoga, jego towarzysze i kołyska, w której leżał,
wszystko w kolorach czarnym, białym oraz pośrednich odcieniach szarości. Nie
postrzegał niczego więcej. Świat barw był tajemniczym, niewyobrażalnym królestwem,
do którego dostęp mieli tylko dorośli. Rozmyślał nad zagadkami bytu, a najintensywniej
o tym, czym jest błękit, czym jest żółtość – doznania niedostępnego mu widma
promieniowania.
Dorośli, którzy prowadzili żłobek i opiekowali się młodymi, mieli w tych sprawach
doświadczenie. Wielokrotnie słyszeli te same pytania zadawane przez kolejne pokolenia
podopiecznych, a jednak ciągle byli cierpliwi i wyrozumiali. Usiłowali mu wyjaśnić, co
to jest barwa. Ich słowa były puste, gdyż nie miały żadnych odnośników, żadnych
punktów orientacyjnych w umyśle, które pomogłyby larwie. Próbowali również
opisywać słońce ogrzewające powierzchnię planety, hen wysoko, wysoko, ponad
podziemnym Żłobkiem. W końcu wyobraził sobie słońce jako coś, co płonie jasno
i wytwarza intensywną nieobecność ciemności.
Gdy podrósł, opiekunowie pozwolili mu zwiedzać pomieszczenie. Chodził sobie na
swój prymitywny, zawijasty sposób, niczym robak. Przez Żłobek przemykały liczne
Opiekunki – pracowici dorośli, obdarzone prawdziwą zdolnością ruchu. Maszyny
nauczające mamrotały gorliwcom nie kończące się litanie. Od czasu do czasu wpadali też
inni dorośli, na przykład para, która przedstawiła się jako jego rodzice.
Porównywał ich ze swymi podobnymi do siebie towarzyszami o wijących się,
białych ciałach zakończonych mętnymi, czarnymi oczkami i wąskimi szparami ust. Jakże
zazdrościł dorosłym – mieli ukształtowane ciała o czystych liniach, cztery silne nogi,
powyżej ręko-stopy, pełniące rolę rąk lub trzeciej pary nóg, a jeszcze wyżej delikatne
ręko-dłonie.
Dorośli mieli też prawdziwe oczy. Ogromne, wielofasetkowe kule, świecące jak
grudki błyszczących klejnotów (jemu wydawały się jasnoszare, choć wiedział, że są
pomarańczowe, czerwone i złote, cokolwiek to w ogóle znaczyło). Tkwiły po bokach
lśniących, sercowatych głów, z których wyrastała para pierzastych czułek, naprawdę
białych. Zarówno jego, jak i towarzyszy fascynowały te czułki. Dorośli wyjaśniali, że
czułki są narządami dwóch zmysłów: zmysłu węchu i zmysłu fazu.
Rozumiał, co to faz – zdolność do wykrywania obecności poruszających się
obiektów przez wyczuwanie drgań powietrza. Jednak pojęcie zapachu, tak jak pojęcie
barwy zupełnie nie mieściło się w jego wyobrażeniach. Rozpaczliwie pragnął więc prócz
rąk i nóg posiadać również czułki. Rozpaczliwie pragnął stać się kimś kompletnym.
Opiekunki – osoby cierpliwe – w pełni rozumiały te tęsknoty. Czułki i odnóża
pojawią się z czasem. Teraz był czas nauki.
Uczono mowy, choć larwy potrafiły jedynie prymitywnie sapać i chrząkać. Do
wydawania tych odgłosów wykorzystywały elastyczne części swej jamy gębowej.
Eleganckie pstrykania i pogwizdywania mowy dorosłych wymagały płuc, gardła,
żuwaczek i szczęk dorosłego osobnika.
W pewien więc sposób widział, słyszał i trochę mówił. Fazować i wąchać w ogóle
nie potrafił, a wzrok jego był upośledzony, nie dostarczał barw. Chcąc go pocieszyć
nauczyciele wyjaśniali, że żaden z dorosłych nie ma tak dobrze rozwiniętego węchu ani
zmysłu fazowania jak prymitywni, pozbawieni inteligencji przodkowie Thranxów.
W zamierzchłych czasach mieszkali oni pod ziemią, znacznie głębiej niż obecnie. Nie
znali sztucznego oświetlenia, więc faz i węch odgrywały większą rolę niż wzrok.
Słuchał i wszystko rozumiał, lecz ciągle trawił go niepokój. Robaczymi ruchami
zbywał lekcje ćwiczeń fizycznych; ćwiczył, bo nalegali na to. Ciągle jednak miał
świadomość, iż jest to licha namiastka prawdziwej ruchliwości. Ach, jak to irytowało!
Lata larwalne to Czas Nauki. Larwa, prawie nie – zdolna do ruchu, niezdolna do
fazowania i wąchania, ledwie umiejąca mówić, lecz wyposażona w niezły wzrok i słuch,
była odpowiednio przygotowana do zdobywania wiedzy.
A on był wyjątkowo żądny wiedzy. Pochłaniał wszystko i łapczywie prosił o więcej.
Jego nauczyciele i Opiekunki cieszyli się z tego, podobnie jak przymocowana do kołyski
maszyna nauczająca. Opanował wysoko – i niskothranxyjski, choć nie mówił należycie
w żadnym z tych języków. Nauczył się fizyki, chemii i podstaw biologii. Dowiedział się,
jakim niebezpieczeństwem były wszelkie zbiorniki wodne, w których woda sięgała wyżej
niż do tułowia, czyli do miejsca, gdzie dorosły Thranx miał tchawki. Thranxowie
potrafili wprawdzie utrzymać się na wodzie, lecz krótko, kiedy zaś woda dostawała się
do wnętrza ich ciał, tonęli. Pływanie było sztuką zarezerwowaną dla prymitywnych
stworzeń ze szkieletami wewnętrznymi.
Uczono go astronomii i geologii, choć nie widział ani nieba, ani – mimo że mieszkał
pod powierzchnią planety – gruntu. Ściany w Żłobku wyłożone były elegancko kafelkami
i boazerią. Inne obiekty w Paszex, jego rodzinnym mieście, wykładano plastikiem,
masami ceramicznymi, metalem lub kamiennymi płytami. W prastarych norach Uldomu,
planety, gdzie pojawili się Thranxowie, tunele i komnaty okładano przeżutą celulozą lub
organicznym tynkiem.
Poznawali też przemysł i rolnictwo. Studiując historię dowiadywali się, jak
stawonogi społeczne, znane pod nazwą Thranxów, opanowały początkowo Uldom,
przystosowując się do egzystencji zarówno na powierzchni planety, jak i w jej głębi,
a potem rozprzestrzeniły się na inne światy. Potem dyskutowano o teologii i larwy
dokonywały wyboru swej drogi życiowej.
Z czasem, w miarę jak umysły dojrzewały, przechodzono do dziedzin bardziej
złożonych, takich jak biochemia, nukleonika, socjologia i sztuki, w zakres których
wchodziło również prawoznawstwo. Szczególnie lubił historię podróży kosmicznych,
opowieści o prymitywnych rakietach i pierwszych nieśmiałych lotach na trzy księżyce
Uldomu, o odkryciu napędu pozygrawitacyjnego, który umożliwił przerzucenie statków
przez międzygwiezdne otchłanie, i o zakładaniu kolonii na takich światach jak Dixx,
Everon i Spokojny Żłobek. Dowiedział się o pączkującym handlu między jego
rodzinnym światem, Willow-wane, a innymi koloniami i Uldomem.
Jakżeż zapragnął polecieć na Uldom, gdy się o nim dowiedział! Ojczysty świat
wszystkich Thranxów, Uldom. Magiczna, czarowna nazwa. Opiekunki uśmiechały się,
widząc jego podniecenie. To naturalne, że chciał tam pojechać. Wszyscy chcieli.
A jednak z jego wykresów charakterologicznych dało się odczytać jeszcze jedno –
nieokreśloną tęsknotę, która zastanawiała specjalistów od larwiej psychologii. Być może
miało to związek z niezwykłymi okolicznościami, w których się wykluł: z typowej
czwórki jaj nie pojawiło się, jak normalnie, dwóch samców i dwie samiczki, lecz trzy
samiczki i tylko jeden samiec – właśnie on.
Zdawał sobie sprawę z zatroskania psychologów, lecz wcale go to nie martwiło.
Skoncentrował się na nauce. Umysł pękał mu od informacji o cudach bytu. Kiedy ci
dziwni dorośli mamrotali o „niezdecydowaniu” i o „niechęci do podejmowania działań”,
on przeorywał programy nauczania, a wtedy jego niezwykła żądza wiedzy łagodziła
niepokój opiekunów.
Czyż nie mogli zrozumieć, że nie interesował go żaden szczególny przedmiot?
Fascynowało go dosłownie wszystko. Psychologowie jednak nie rozumieli tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]