[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Prolog25 lat wcześniejUkłoniła się wraz z pozostałymi tancerzami, wstrzymując łzy. Niemogła pozwolić, aby spłynęły jej po twarzy. Nikt nie powinien siędowiedzieć, że ten wieczór różni się od innych. Zbyt wiele osób jąobserwowało.Kiedy kurtyna opadła po raz ostatni, zbiegła ze sceny prosto wramiona swego męża i kochanka, mężczyzny, z którym zdecydowałasię podjąć największe ryzyko w życiu.Odczytał w jej oczach pytanie i odpowiedział dodającym otuchyuśmiechem.Chciała zapytać, czy wszystko zostało zaaranżowane, a planwprawiony w ruch, wiedziała jednak, że nierozsądnie byłoby sięodezwać. Zakończy ten wieczór tak jak wszystkie przed nim. Weszłado garderoby i zdjęła kostium. Przebrawszy się, powiedziała dowidzenia kilkorgu tancerzom i ruszyła do wyjścia. Starała się, żeby jejgłos brzmiał zwyczajnie, jakby nie miała nawet jednej troski. Wsamochodzie nadal milczeli, świadomi, iż w środku może byćpodsłuch.Nie jechali długo. Wiedziała, że będzie jej brakowało domu, ogroduz tyłu, sypialni, gdzie kochała się z mężem, i pokoju dziecinnego,gdzie kołysała...Nie, o tym lepiej nie myśleć. Za bardzo bolało. Musiała skupić sięna przyszłości, kiedy będą znowu oboje wolni. Jej dom, całe życie,wszystko, co miała, stało się pętlą, która dusiła ją z każdymmijającym dniem coraz mocniej. To nie o siebie bała się najbardziej,lecz o rodzinę i męża, którego zmuszano, nawet teraz, doniewyobrażalnie okropnych rzeczy. Nie mogli dłużej wieść życiapełnego sekretów.Kiedy szli do drzwi wejściowych, ujął jej dłoń. Wsunął klucz dozamka i drzwi się otwarły. Usłyszała ciche kliknięcie i jej umysłsparaliżował strach. Dostrzegła w oczach męża szok i zrozumienie,lecz było za późno. Mieli umrzeć i oboje o tym wiedzieli. Ktoś ichzdradził.Modliła się, aby jej bliscy pozostali bezpieczni, kiedy potężnaeksplozja rozjaśniła noc, pożerając z rykiem płomieni wszystkie ichmarzenia.Rozdział 1Dzień obecnyJulia DeMarco stała na wysokim klifie z widokiem na most GoldenGate. Spojrzała przed siebie i dreszcz przebiegł jej po plecach. Byłpiękny, słoneczny dzień na początku września. Z miejsca, gdzie stali,roztaczał się zapierający dech w piersi widok na zatokę San Franciscoz jednej i Pacyfik z drugiej strony. Ogarnęło ją uczucie, jakby zarazmiało stać się coś ekscytującego i cudownego. Jednym słowem, czułasię tak, jak powinna czuć się panna młoda. Lecz kiedy zaczerpnęłagłęboko świeżego, słonawego powietrza, łzy napłynęły jej do oczu.Powiedziała sobie, że spowodował je popołudniowy wiatr, nie smutekpo śmierci matki, z którym zmagała się od sześciu miesięcy. To miałbyć szczęśliwy czas, dzień, kiedy patrzy się w przyszłość, nie oglądaza siebie. Wolałaby jednak czuć się bardziej pewna, zamiast... pełnawątpliwości i niespokojna.Mocne ramiona objęły ją w talii. Oparła się o solidną pierśnarzeczonego, Michaela Graffina. Wyglądało na to, że przez całyminiony rok nie robiła nic innego, jak tylko się na nim wspierała.Większość mężczyzn nie wytrzymałaby tego i uciekła, tymczasemMichael został. Teraz nadszedł czas, by dać mu coś, czego pragnął:wyznaczyć datę ślubu. Nie wiedziała, dlaczego się waha, choć możeprzyczyną było to, że w jej życiu zbyt wiele się ostatnio zmieniało.Odkąd rok temu Michael się oświadczył - zmarła jej matka, ojczymwystawił rodzinny dom na sprzedaż, a młodsza siostra wprowadziłasię do Julii. Nic dziwnego, że odczuwała potrzebę, by przyhamować,zaczerpnąć oddechu i spokojnie pomyśleć, zamiast podejmowaćkolejną zmieniającą życie decyzję. Jednak Michael naciskał, bywyznaczyli datę, a ona była wdzięczna, że przy niej wytrwał. Jakmogła zatem odmówić? I dlaczego miałaby tego chcieć?Michael był porządnym mężczyzną. Jej matka go uwielbiała.Przypomniała sobie wieczór, kiedy powiedziała matce o zaręczynach.Sarah DeMarco nie wstawała z łóżka od wielu dni, nie uśmiechała sięod tygodni, jednak tamtego wieczoru po prostu promieniała.Świadomość, że starsza córka poślubi syna jednego z przyjaciółrodziny, uczyniła jej ostatnie dni zdecydowanie łatwiejszymi.- Powinniśmy iść, Julio. Pora spotkać się z organizatorką.Odwróciła się, spojrzała na Michaela i pomyślała po raz kolejny, jakijest przystojny ze swymi jasnobrązowymi włosami, brązowymioczami i ciepłym, prędkim uśmiechem. Odziedziczona po włoskichprzodkach oliwkowa karnacja w połączeniu z godzinami na wodzie-większość czasu bowiem tak spędzał, prowadząc firmę wynajmułodzi na Fisherman's Wharf -nadały jego opalonej skórze ciemny,brunatny odcień.- Co jest? - zapytał z błyskiem ciekawości w oczach. - Gapisz się namnie.- Naprawdę to robiłam? Przepraszam.- Nie ma za co. - Zamilkł na chwilę, a potem dodał: - Minęło sporoczasu, odkąd naprawdę na mnie patrzyłaś.- Nieprawda. Patrzę na ciebie przez cały czas. Podobnie jak połowakobiet w San Francisco - dodała.- Taaa... pewnie - mruknął. - Chodźmy.Julia spojrzała po raz ostatni na ocean, po czym ruszyła zaMichaelem do muzeum. Palace of the Legion of Honor, czyli PałacLegii Honorowej, pomyślany został jako replika Palais de la Legiond'Honneur w Paryżu. Na frontowym dziedzińcu, zwanym Court ofHonor, stała jedna z najbardziej znanych rzeźb Rodina:Myśliciel.Julia chętnie zatrzymałaby się i porozmyślała nad rzeźbą, tak jak nadresztą swojego życia, jednak Michael, facet z poczuciem misji,pociągnął ją ku drzwiom.Gdy weszli, zawahała się. Za kilka minut zasiądą z organizatorkąimprez muzeum, Moniką Harvey, i będzie musiała wybrać datę ślubu.Nie powinna aż tak się denerwować. Nie była przecieżdziewczątkiem, ale dorosłą, dwudziestoośmioletnią kobietą. Porawyjść za mąż, założyć rodzinę.- Liz miała rację. To miejsce jest super - zauważył Michael.Julia przytaknęła. Jej młodsza siostra, Liz, zasugerowała, że weselepowinno odbyć się właśnie tu, w muzeum. Byłaby to dość drogaimpreza, lecz Julia odziedziczyła po matce trochę pieniędzy.Wystarczyłoby na pokrycie większości kosztów.- Biura są na dole - dodał Michael. - Chodźmy.Julia zaczerpnęła głęboko tchu, uświadomiwszy sobie, że nadeszłachwila prawdy.- Muszę wstąpić do toalety. Może poszedłbyś przodem? Zaraz dociebie dołączę. Gdy się oddalił, podeszła do najbliższej fontanny inapiła się wody. Pociła się i sercemocno biło jej w piersi. Do licha, co się z nią dzieje? Nigdyprzedtem nie czuła się aż tak przerażona.To przez te zmiany, powtórzyła sobie w myśli. Nagromadzoneemocje zaczynają się ujawniać. Da jednak radę. W końcu mielijedynie ustalić datę. Nie musiała mówić „tak", nie tego popołudnia,ale dopiero za kilka miesięcy, gdy będzie gotowa, naprawdę gotowa.Poczuła się nieco lepiej, ruszyła więc ku schodom, mijając kilkaintrygujących wystaw. Zanim opuszczą muzeum, mogliby zerknąć tu itam.- Pani Harvey nie zakończyła jeszcze poprzedniego spotkania -poinformował ją Michael, kiedy do niego dołączyła. - Będziedostępna za mniej więcej dziesięć minut. Powinienem zadzwonić.Możesz popilnować przez ten czas fortu?- Pewnie.Usiadła na kanapie, żałując, że Michael musiał wyjść. Rozmowapomogłaby jej opanować nerwy. Po chwili uświadomiła sobie, że zkorytarza dobiega muzyka. Melodia, choć piękna, była też smutna,mówiła o niespełnionych marzeniach, o żalu. Przypominała utwór nabałałajkę grywany podczas lekcji muzyki w college'u i przemawiałado serca w sposób, któremu Julia nie była w stanie się oprzeć.Muzyka zawsze była jej pasją. Tylko zerknę, pomyślała, wstając.Dźwięk strun rozbrzmiał głośniej, gdy weszła do pomieszczenia wkońcu korytarza. Uświadomiła sobie, że to melodia z odtwarzacza,mająca zapewnić tło dla wystawy historycznych zdjęćeksponowanych w sali. Nie minęły sekundy, a Julię pochłonęłapodróż w czasy minione. Nie była w stanie odwrócić wzroku. I wcaletego nie chciała - zwłaszcza odkąd podeszła do zdjęcia małejdziewczynki.Czarno-biała fotografia, podpisana „Najzimniejsza z wojen",ukazywała może trzy-, czteroletnią dziewczynkę, stojącą za bramąsierocińca w Moskwie. Zdjęcie zostało zrobione przez kogoś onazwisku Charles Manning, autora wielu eksponowanych fotografii.Julia przyjrzała się zdjęciu uważnie. Interesowało ją nie tyleotoczenie, ile sama dziewczynka. Dziecko ubrane było w ciężki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]