[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Od Autora
Wszystkie postaci przedstawione w książce są wyłącznym tworem
wyobraźni autora i nie mają związku z żadnymi żyjącymi osobami.
Ta zasada dotyczy wszystkich opisanych rezydencji, zarówno w
Wielkiej Brytanii, jak i w Europie. Również hotel „Chateau
d’Avignon” powstał w wyobraźni autora i w rzeczywistości nie
istnieje.
Mojej córce
-
JANET
Prolog
Ciemność była jej przyjacielem - i wrogiem.
Paula Grey znalazła się na Annagasse w Wiedniu po zapadnięciu
mroku. Boczna uliczka była opustoszała. Po obu stronach, niczym
ściany kanionu, wznosiły się zabytkowe kamieniczki. Panowała
przejmująca cisza, a gumowe podeszwy jej butów nie czyniły
najmniejszego hałasu na bruku. Otworzyła małe drzwi, będące częścią
potężnej bramy. W dawnych czasach bramą wjeżdżały konne powozy
na obszerny dziedziniec.
Zamknąwszy bezszelestnie za sobą drzwi, przystanęła, rozglądając się
wokół i nasłuchując. Znów ta złowroga cisza. Wykute w szarym
kamieniu schody po trzech stronach dziedzińca prowadziły do trzech
różnych klatek schodowych. Paula spojrzała w górę i dostrzegła
światło przebijające się przez zaciągnięte zasłony w mieszkaniu
Norberta Engela. Tweed wysłał ją, żeby ostrzegła jedynego męża
stanu, zdolnego uchronić Niemcy od totalnego chaosu, że jego życie
znajduje się w niebezpieczeństwie.
Wciąż ukryta w cieniu, sprawdziła godzinę na podświetlonej tarczy
zegarka. Jedenasta. Celowo zjawiła się wcześniej na umówione przez
telefon spotkanie. Znów spojrzała w górę i dostrzegła, jak ktoś wysoko
podnosi zasłonę. W oknie pojawiły się ramiona i głowa Engela, który
spojrzał w dół i po chwili cofnął się, opuszczając zasłonę. Zupełnie
jakby Niemiec spodziewał się kogoś jeszcze przed spotkaniem z nią.
W tym momencie usłyszała, jak otwierają się drzwi od ulicy. Wsunęła
się do niszy w ścianie i patrzyła zdumiona.
Pod latarnią przemknęła kobieta. Od stóp do głów ubrana była w
czarną arabską szatę, a twarz i głowę skrywała pod czarnym welonem.
Paula stała jak sparaliżowana, podczas gdy kobieta weszła na schody
prowadzące do mieszkania Engela na czwartym piętrze, po czym
zniknęła wewnątrz budynku.
Czyżby owdowiały Engel miał potajemną schadzkę z przyjaciółką?
Może była mężatką - to tłumaczyłoby jej niezwykły strój. Paula nadal
czekała, w nieprzyjemnej ciszy na podwórzu, oddzielonym bramą od
tętniącego życiem Wiednia. W czerwcu miasto roiło się od turystów.
Pięć minut później zamaskowana kobieta pojawiła się znowu,
zatrzymała się na moment, zanim wyszła na podwórze, po czym
pośpiesznym krokiem dotarła do bramy i wyszła na ulicę. Paula
ponownie spojrzała w okna mieszkania Engela. Zasłony wciąż były
zaciągnięte, a światło nadal zapalone. Czemu ogarnęło ją uczucie
niepokoju? Zamaskowana kobieta mogła odwiedzać kogoś w innym
mieszkaniu - tylko że światła paliły się jedynie u Engela.
Spojrzała na zegarek i podjęła decyzję: będzie wcześniej niż się
zapowiedziała. Zdecydowanym krokiem przemierzyła podwórze i
wspięła się po tych samych stopniach, co zamaskowana kobieta.
Schody były zabytkowe, wytarte pośrodku, w miejscu, w którym od
stuleci ludzie najczęściej stawiali kroki. Cisza w budynku działała jej
na nerwy - zupełnie jakby mieszkał w nim tylko Engel. Ale w końcu
jest lato. Lokatorzy mogli wyjechać, uciekając przed tłumami
turystów zwiedzających miasto.
Klatka schodowa była okrągła, wiła się w górę pod kamienną ścianą.
Paula zatrzymała się na półpiętrze i, po chwili nasłuchiwania, podjęła
wspinaczkę. Klatkę oświetlały słabe żarówki kinkietów, dające
niewiele światła, a jedynie rzucające groźne cienie. Dotarła na czwarte
piętro.
Tego dnia rano Paula złożyła krótką wizytę w domu Engela,
sprawdzając jego położenie, ewentualne miejsca, gdzie mogłaby się
ukryć, gdyby okazało się, że jest śledzona. Zatrzymała się nagle,
wpatrując się w obite blachą drewniane drzwi prowadzące do
mieszkania. Były otwarte.
Szparka miała zaledwie kilka centymetrów, akurat tyle, by
wydostawał się przez nią strumień światła. Instynktownie wsunęła
dłoń do specjalnej kieszeni w torebce, która pozwalała jej z łatwością
wyjąć Browninga kalibru 0,32 cala.
Z pistoletem w dłoni podeszła bliżej do uchylonych drzwi. Odniosła
wrażenie, że ktoś wyniósł się stąd w pośpiechu. Jej wzrok padł na
niewielki kawałek materiału, który zaczepił się o porowatą
powierzchnię kamiennej futryny. Lewą ręką delikatnie odczepiła
materiał i schowała go do kieszeni. Nasłuchiwała przez chwilę, czy z
mieszkania nie dochodzą odgłosy, świadczące o czyjejś obecności.
Grobowa cisza.
Lewą ręką pchnęła szerzej drzwi, delikatnie - na wypadek gdyby
zawiasy nie były naoliwione. Wciąż cisza. Pchała dalej, aż poczuła, jak
opierają się o ścianę. Zajrzała do środka. Za drzwiami znajdował się
salon połączony z jadalnią. Główne miejsce zajmował jakobiński stół
otoczony sześcioma drewnianymi krzesłami. Za nim znajdował się
wysoki i okrągły piec kaflowy, źródło ciepła podczas zim w starych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]