[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Generał innej armii
Gdy Stalin pytał ironicznie, ile papież ma dywizji, nie miał pojęcia, jak potężną siłą
dysponuje Biskup Rzymu. Nie wiedział, że ma też jednostkę komandosów. 450 lat temu
poszedł do nieba jej twórca – Ignacy Loyola.
Maj 1521 roku. Francuska armia otacza mury hiszpańskiej Pampeluny. Zbuntowani
mieszczanie otwierają bramy. Bronią się tylko żołnierze w cytadeli. Wśród nich jest
Inigo Loyola, młody baskijski szlachcic o gorącej głowie. Marzą mu się rycerskie czyny,
chce zdobyć sławę. Teraz jednak, gdy widzi skierowane ku murom paszcze armat,
wyznaje swoje winy towarzyszowi broni. Spowiednik „zastępczy”, ale grzechy
najprawdziwsze. Inigo ma ich już nielichą kolekcję. Hazard, dziewki, pojedynki, nawet
zbójecki napad – nieźle jak na adepta… stanu duchownego. Bo młodemu Loyoli, na
znak przynależności do duchowieństwa, wystrzyżono na głowie tonsurę. Dawno już
ślad po niej znikł pod – jak zanotuje biograf – „długimi, opadającymi na ramiona lokami”.
Twardziel
I oto zbliża się zwrot, jakiego Inigo nie podejrzewa. Na razie słyszy ogłuszający huk
artyleryjskiej kanonady. W gorącym powietrzu fruwają kawały rozbitych kamieni, belki,
dachówki i fragmenty ciał obrońców. Krew, kurz, rozdzierające krzyki. Cytadela broni
się, ale to kwestia niewielu godzin. Zanim padnie, armatnia kula trafia Loyolę w nogi.
Jedna zdruzgotana, druga poraniona.
Francuzi pozwalają zanieść go do rodowej posiadłości w Loyoli. Tam okazuje się, że
złamana noga źle się zrosła. Trzeba łamać na nowo. Inigo nie wydaje z siebie nawet
jęku. Kiedy przychodzi do siebie, okazuje się, że noga jest krótsza, bo jedna kość
poniżej kolana zachodzi na drugą. To jest nie do przyjęcia, bo Inigo ma „bardzo
dopasowane i eleganckie buty”, które koniecznie chce nosić. Więc co? Trzeba
odpiłować kość. Na żywo, rzecz jasna.
Chirurdzy wykonują zlecenie i jako tako przywracają nodze dawny wygląd.
Rekonwalescencja potwornie się dłuży krewkiemu młodzieńcowi. – Przynieście mi
książki! – żąda. Liczy na rycerskie powieści, ale w domu nie bardzo ceni się literaturę.
Znajdują się tylko dwie książki: „Życie Chrystusa” i „Złota legenda” o świętych. Cóż
robić? Inigo bierze się do lektury. W miarę czytania narasta w nim głód innych czynów
niż dotychczasowe. Szczególnie fascynują go postacie świętych Franciszka i Dominika.
„Oni dokonali takich rzeczy, to i ja muszę” – tłucze mu się po głowie coraz wyraźniej.
1
Mulica, a niegłupia
Którejś nocy Inigo ma wizję. Widzi Maryję z Dzieciątkiem. Kiedy nastanie ranek, czuje
ogromną odrazę do życia, które dotąd prowadził. Szczególnie do popełnionych
„grzesznych uczynków ciała”. Odbiera zaległy żołd i zaraz go rozdaje. Wsiada na
mulicę i jedzie do sanktuarium w Montserrat. Rozmyśla o Bogu, o świętych, o pokucie.
Po drodze spotyka Maura. Rozmawiają o Maryi, ale muzułmański rozmówca upiera się,
że Matka Boża nie zachowała dziewictwa po urodzeniu Jezusa. Gdy się rozstali, w
Inigu budzi się rycerz. „Jak mogłem nie bronić honoru Maryi?” – wyrzuca sobie. Chce
dopędzić Maura i zabić go. Ale czuje jakiś opór. Wypuszcza więc cugle mulicy i
pozwala jej iść swobodnie. Jeśli na rozwidleniu skręci w lewo, dopędzi bluźniercę i
zasztyletuje. Jeśli w prawo, zostawi go w spokoju.
Mulica idzie w prawo
Gdy Inigo dociera do Montserrat, zachowuje się jak giermek, który ma być pasowany na
rycerza. Spowiada się z całego życia, po czym spędza noc przed cudowną figurą Maryi.
Rano na kracie kaplicy wiesza swój miecz i sztylet, mulicę daruje zakonnikom, a
ubraniem zamienia się ze spotkanym żebrakiem.
Odejdź, diable!
Następny rok Loyola spędza w wiosce Manresa. Co niedziela spowiada się i przyjmuje
Komunię. W dni powszednie odmawia sobie mięsa i wina. Ubrany w konopny worek,
zarośnięty, każdego dnia żebrze o chleb i modli się przez mniej więcej siedem godzin.
Troszczy się o chorych i rozmawia o wierze z każdym, kogo spotka. To pragnienie go
pożera – chce z ludźmi rozmawiać o Bogu. Wręcz musi.
Po kilku miesiącach miejsce niezmąconej radości raptem zajmuje zwątpienie. „Jak
będziesz mógł znosić takie życie przez 70 lat, które masz przeżyć?” – szepce mu coś
do ucha. Loyola rozpoznaje sprawcę tych myśli. „Nędzniku, czy możesz mi obiecać
choćby jedną godzinę życia?” – rzuca w twarz kusicielowi.
Pokusa rozeznana trafnie, ale ciemność w duszy narasta. Szalone umartwienia nie
przynoszą ukojenia. Loyolę nachodzą myśli samobójcze. Powtarza rozpaczliwie:
„Panie, nie uczynię tego, co Ciebie obraża”. Chaos powiększają dziwne zjawiska
mistyczne. Urzekające, ale i niepokojące. Pozna w nich dzieło złego ducha, który lubi
uchodzić za anioła światłości. Inigo widzi, że diabeł stosuje pewną taktykę i lubi wracać
do sprawdzonych metod. Rozeznawanie duchów posłuży mu do stworzenia w
przyszłości „Ćwiczeń Duchownych” – podstawy rekolekcji nazwanych później
ignacjańskimi. Da się w nich zauważyć, że autor zna rzemiosło wojenne. Pisze, że zły
2
duch jest jak wódz armii, który krąży wokół murów twierdzy, szukając najsłabszego
miejsca, a znalazł- szy, w to właśnie uderza.
Pewnego dnia na stopniach kościoła Loyola doznaje zachwycenia. Widzi Trójcę Świętą
pod postacią trzech klawiszy organów. Nie umie swego stanu dokładnie opisać. Określa
to jako „wielką jasność umysłu”. Pojmuje wtedy to, co stanie się fundamentem jego
„Ćwiczeń”: „Człowiek jest po to stworzony, żeby Boga chwalił, czcił i Jemu służył, a
przez to zbawił swoją duszę. Inne rzeczy na ziemi są stworzone dla człowieka, żeby mu
pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest stworzony”.
Inigo wie już, co naprawdę warte jest zachodu. „I dlatego trzeba nam stać się ludźmi
obojętnymi w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych (...), tak byśmy z naszej
strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, bogactwa więcej niż ubóstwa,
zaszczytów więcej niż wzgardy, życia długiego więcej niż krótkiego” – zapisuje
gorączkowo.
Wyrośnięty żak
Czuje narastające pragnienie zebrania wokół siebie kilku osób, z którymi razem
pomagałby „w naprawianiu błędów popełnianych w służbie Bożej”. A jest co naprawiać.
Chrześcijaństwo przeżywa wstrząs. Rodzi się protestantyzm wywołany wystąpieniem
Lutra, Kalwin głosi już swoje nauki, a pogrążeni w gorszącym trybie życia ludzie
Kościoła nie podejmują koniecznych reform.
W Alkali przyłącza się do Loyoli czterech towarzyszy. Noszą jednakowe, szare suknie,
razem się modlą, opowiadają o Bogu. Rychło interesuje się nimi inkwizycja.
Dochodzenie, przesłuchania. Proces nie wykazuje żadnej winy podejrzanych. Zapada
śmieszny wyrok: „Ponieważ nie są braćmi zakonnymi, nie mogą chodzić w
jednakowych ubraniach”. Inkwizytorzy każą im przefarbować dwie suknie na czarno,
dwie na brązowo, jedna może zostać szara. To nie koniec kontaktów z inkwizycją. Inigo
dwukrotnie zostanie aresztowany i spędzi w łańcuchach dwa miesiące. Zawsze to
samo: „Nie macie wykształcenia, jak możecie nauczać!”. Inigo rozumie – musi zabrać
się za porządne studia.
Ma 37 lat, gdy przybywa do Paryża. Siedzi w ławce nieomal z dziećmi, słucha
wykładów młodszych od siebie nauczycieli. Zaprzyjaźnia się z dwoma studentami –
Piotrem Favre’em i Franciszkiem Ksawerym. Obaj staną się jego najwierniejszymi
przyjaciółmi i filarami rodzącego się Towarzystwa Jezusowego.
Po pięciu latach Ignacy (bo tak zaczyna się podpisywać) jest już magistrem sztuk
wyzwolonych i studiuje teologię. Chce zostać kapłanem. Do grupy przyjaciół dołącza się
czterech nowych. Razem postanawiają dokończyć studia i związać się ślubami ubóstwa
i czystości. Śluby składają w kaplicy na wzgórzu Montmartre. Jest uroczystość
3
Wniebowzięcia 1534 roku.
Formowanie armii
Przyjaciele udają się do papieża. Niech on ich wyśle, gdzie chce. To wtedy rodzi się
dodatkowe zobowiązanie – ślub posłuszeństwa papieżowi. „Oddaliśmy siebie do
dyspozycji Biskupowi Rzymu, panu całego Chrystusowego żniwa. Daliśmy mu poznać
naszą gotowość wypełnienia wszystkich dotyczących nas decyzji, jakie podejmie on w
duchu Chrystusowym. Uważamy, że wie on lepiej, co jest korzystne dla całego
chrześcijaństwa” – zapisują przyszli jezuici.
Ignacy wie, że współcześni mu papieże to nie aniołki. Rządzący Paweł III dopiero co
uczynił kardynałami swoich siostrzeńców. Jeden z nich ma 17 lat. Ten starszy. Drugi
skończył dopiero lat 14. A jednak Ignacy przeczuwa geniusz papiestwa i to, że w
sprawach wiary Chrystus nie pozwala swoim namiestnikom błądzić.
Po drodze do Rzymu przyjaciele postanawiają jakoś się wreszcie nazwać. Po modlitwie
jednogłośnie decydują: „Towarzystwo Jezusowe”. W miejscowości La Storta Ignacy ma
wizję niosącego krzyż Chrystusa i Boga Ojca, który mówi: „Pragnę, abyś nam służył”.
To przeżycie pozostaje w nim już do śmierci. Święty trwa odtąd stale w trudnym do
opisania zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym.
Papież Paweł III oficjalnie ustanawia Towarzystwo Jezusowe. To zupełnie nowa forma
życia zakonnego. Jezuici nie odmawiają wspólnych modlitw w chórze, nie podejmują
umartwień cielesnych, nie noszą habitów. Wszystko jest podporządkowane większej
dyspozycyjności i sprawności działania. Jak prawdziwa armia. Ma swojego,
wybieranego dożywotnio, generała. Pierwszym z nich jezuici obierają Ignacego.
Wiedzą, że to święty.
On sam tego nie wie. Pamięta swoje dawne grzechy. Ale pogrąża się coraz bardziej w
Chrystusie. Gdy odprawia Mszę, nieraz płacze, czasem nie potrafi wypowiedzieć słowa.
Zapada na zdrowiu. 30 lipca 1556 roku czuje, że umiera. Prosi o błogosławieństwo
papieskie. Paweł IV błogosławi go z całego serca. Rano następnego dnia Ignacy
umiera. Bez żadnej mowy, bez pożegnania. Jeden z towarzyszy notuje: „Nie chciał, by
przypisywano mu cokolwiek, lecz wszystko samemu Chrystusowi”.
Pół wieku później Kościół czci już go jako jednego z największych swoich świętych, a
tysiące jezuitów przemierza świat ad maiorem Dei gloriam – dla większej chwały Boga.
Jezuici
4
Gdy św. Ignacy umierał, Towarzystwo liczyło tysiąc członków. 20 lat później już ponad 5
tysięcy, zaś po stu latach prawie 20 tysięcy. Jezuici wyróżniali się poziomem
wykształcenia, ruchliwością, dyspozycyjnością. W krótkim czasie dotarli do Indii, Filipin,
Brazylii, Paragwaju, Japonii, Chin. Ewangelizując, potrafili dostosowywać się do kultury
chrystianizowanych ludów. Szybko zaczęli odgrywać pierwszorzędną rolę w
szkolnictwie. Jeszcze za życia założyciela powstało kilkadziesiąt kolegiów, później
prawie 700. Sukcesy i potęga jezuitów wywołały zawiść konkurentów. Krzywdzące
opinie zrodziły czarną legendę, ta zaś doprowadziła do kasaty zakonu w 1773 roku.
Paradoksalnie jezuici przetrwali tylko na polskich terenach zaboru rosyjskiego i
pruskiego. Pius VII reaktywował zakon w 1814 roku. Jezuici podjęli przerwaną pracę
misyjną i edukacyjną. Dziś jest ich około 20 tysięcy.
Rekolekcje ignacjańskie
Św. Ignacy, opierając się na własnych duchowych przeżyciach, opracował metodę
rekolekcji, które porządkują życie. Opisał ją w książce pt. „Ćwiczenia Duchowne”. Nie
jest to książka do czytania, ale daje przepis na rekolekcje. Aby sprawdzić jakość
przepisu, trzeba go zastosować, czyli przeżyć rekolekcje. Wielu ludziom rekolekcje
ignacjańskie skutecznie pomagają w nawróceniu, w poznaniu Boga i siebie samego.
Uczą umiejętności podejmowania decyzji zgodnych z Boża wolą.
Oryginalne rekolekcje zalecane przez św. Ignacego trwają miesiąc. Podzielone są na
cztery etapy, zwane tygodniami. Dzisiaj najczęściej praktykuje się rekolekcje
ośmiodniowe. Ich sednem jest indywidualne mocowanie się z sobą samym przed
Bogiem. Ćwiczenia zadawane są poszczególnym osobom, a nie wspólnocie (mimo że
na ogół więcej osób odprawia je jednocześnie). Dlatego nieodzownym warunkiem jest
całkowite milczenie. Rekolektanci otrzymują od prowadzącego wskazówki co do treści i
metody modlitwy, po czym indywidualnie odbywają medytacje. Codziennie cztery.
Kierownik duchowy każdego dnia przeprowadza z rekolektantem rozmowę, w której
dokonuje się refleksja nad przebiegiem ćwiczeń. Nadto plan dnia obejmuje Eucharystię,
konferencję tematyczną i rachunek sumienia.
Rekolekcje nie są zarezerwowane dla duchownych czy zakonników. W wielu domach
rekolekcyjnych prowadzonych przez jezuitów, choć nie tylko, można odprawić
ćwiczenia duchowne.
Informacje o ośrodkach i terminach: www.jezuici.pl/dr/
Franciszek Kucharczak
2006-07-28 (12:49)
(Gość Niedzielny)
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gama101.xlx.pl